Archiwum Polityki

Z powrotem do lasu

Niedzielne przedpołudnie. Wyszedłem na spacer z nietresowalnym basetem. W cienistej alejce jak z XIX-wiecznej powieści napatoczył się facet z zębatym kaukazem. Facet dźwigał pod pachą jakieś książki, skrypty, albumy.

– Idziemy na zajęcia z tresury – wyjaśnił.
– Pański pies będzie tam szkolony?
– Ależ skąd. On tam wykłada.
Nawet się nie zdziwiłem. Tegoroczna wiosna skutecznie odbiera dar zdziwienia. A rozmowy... Znam bardziej zaskakujące.
– Za co pan siedział, panie dyrektorze?
– Za łapówkę.
– Wypuścili pana za dobre sprawowanie?
– Za łapówkę.

Inny wariant rozmówek polsko-polskich: mundurowy stróż prawa mówi do zatrzymanego członka grupy towarzyskiej, niesłusznie nazywanej mafią:
– Zaraz ustalimy, jaka część tego białego proszku jest pańska, a jaka moja.

Nie zdumiewa szczere wyznanie biznesmena, pytanego przez śledczego dziennikarza o plany wakacyjne:
– Jakby to panu... Otóż pierwszą część wakacji spędzę na Malediwach, drugą we Wronkach.

Takie dialogi, jaka wiosna. Dawniej, w II Rzeczpospolitej, wychodził przed kurtynę elegancki konferansjer i kokietował publiczność: – Wiosna, messieurs, dames! Le printemps, panie i panowie! Pączki na drzewach zaczynają pękać ze szczęścia, ludzie z miłości i śmiechu, a właściciele ślizgawek i lodowisk ze złości. Strumyczki będą tirlimirlić srebrnymi dzwoneczkami, kwiatki pokażą swe półgłówki, zaćwierkają ptaszki: w Saskim Ogrodzie po żydowsku, w Łazienkach po polsku. Evoë! Wiosna! Ale skąd wziąć pieniądze?... Ten sam konferansjer, niekwestionowany król konferansjerów Fryderyk Jarosy, zachwalał uroki wiosny odwołując się do liryki męskiej: – Najlepiej wyciągnąć się w trawie i oddychać pełną piersią – jakiejś przystojnej mężatki.

Polityka 23.2005 (2507) z dnia 11.06.2005; Groński; s. 113
Reklama