Archiwum Polityki

Przejście na stronę dobrych

Przed ostatnimi świętami po raz pierwszy zabrakło świec wigilijnych Caritasu. W telewizji pokazywano pękate jak nigdy dotychczas worki pieniędzy od telewidzów, zbieranych na różne cele, na przykład na leczenie poparzonej dziewczynki. Owsiak zebrał w XIV finale swojej Orkiestry bez mała 25 mln zł. Tacyśmy już bogaci? Bo przecież nie uważamy się za szczególnie szczodrych.

W powszechnej opinii w Polsce nastał wilczy kapitalizm. Bliźni bliźniego w łyżce wody by utopił. W pracy bliźni zanim przepadnie w fali zwolnień grupowych, donosi na sąsiada z biurka obok, bo może to sąsiad pójdzie przez to za bramę, a nie on. – W powszechnej opinii – mówi prof. Janusz Grzelak, dziekan Wydziału Psychologii na Uniwersytecie Warszawskim – Polacy stają się coraz bardziej egoistyczni, rywalizacyjni i coraz mniej angażują się w działania, których celem jest dobro pozaosobiste. Wtórują takim przekonaniom media. Morderstwa sypią się w nich jak z rękawa i choć w rzeczywistości ich liczba z roku na rok spada, obywatele są przekonani, że jest odwrotnie.

Jeśli się jednak obywateli spyta wprost, tak jak w Diagnozie Społecznej z minionego roku, połowa pytanych oświadcza, że dostała od innych wiele dobrego, a jedna czwarta, że dobra doświadczyli od ludzi więcej niż zła. Żyjemy w dobrym wycinku złego świata, lecz to wyjątek, który potwierdza tylko czarną regułę. Tak potocznie myślimy.

Datek dla dziada

Wyrządzanie dobra w PRL miało wymiar prywatny: pomagał szwagier, krewny, zaprzyjaźniony sąsiad. Pomoc obcego człowieka była czymś niestosownym. Pachniała jałmużną, datkiem dla dziada. Socjalistyczna godność człowieka pracy odrzucała czyny tak jawnie przedwojenne. Słowo „filantropia” brzmiało obrzydliwie. Organizacje społeczne w latach 1947–1989 nie były samodzielnymi podmiotami inicjatywy społecznej i służyły jako „pasy transmisyjne” polityki państwa komunistycznego – pisze prof. Ewa Leś, znawczyni problemu.

Skasowano w 1945 r. przedwojenne fundacje społeczne i prywatne. Świadczeniem dobra pozaprywatnego zajmowały się odtąd głównie organizacje partyjne, rady zakładowe w fabrykach i redakcje gazet, które a to stawały w obronie żon pracowników-pijaków, żeby dać do ręki wypłaty im (a nie mężom), a to organizowały i rozdzielały rajstopy, cebulę i ziemniaki, a to zachęcały na łamach, żeby zabierać do samochodu wędrujące do szkoły dzieci.

Polityka 3.2006 (2538) z dnia 21.01.2006; Społeczeństwo; s. 84
Reklama