Lekka drzemka za ciężkie pieniądze
Pożytki z hipnozy. Lekka drzemka za ciężkie pieniądze
Uliczny szum zza okna dobiega jakby stłumiony przez grubą warstwę waty. Słyszę tylko głęboki głos prof. Jerzego Aleksandrowicza: „Ciężar spływa z ramienia na przedramię aż do dłoni, ręka jest ciężka, tak ciężka, że nie da się jej podnieść, jest jakby przyklejona do oparcia”. I rzeczywiście, czuję, że nie ma takiej siły, która zmusiłaby mnie do uniesienia ręki choćby o centymetr. Potem wraz ze słowami profesora ciężar ustępuje, a ręka szybuje w górę jak napełniony helem balon. Oddycham równo i głęboko, trochę to przypomina stan lekkiej drzemki, w jaką zapada się podczas jazdy pociągiem. W gruncie rzeczy nic niesamowitego.
– Ot, i cała tajemnica – mówi prof. Aleksandrowicz, psychiatra, kierownik katedry Psychoterapii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, który hipnozą zajmuje się już od 40 lat.
To nie sen
Kiedy zaczynał, środowisko naukowe traktowało hipnozę jak sensacyjkę z pogranicza spirytyzmu, którą poważnemu człowiekowi nie wypada się zajmować. Dziś większość publikacji na jej temat ukazuje się w specjalistycznych periodykach naukowych, w poważnych ośrodkach działają zajmujące się nią zakłady i pracownie, prowadzi się badania eksperymentalne. I choć ciągle odbywają się estradowe pokazy, które prof. Aleksandrowicz określa jednym słowem: kryminał, hipnoza została przez współczesną naukę zdemitologizowana. Wiadomo, że jest to naturalny stan psychiczny, niewykraczający poza sferę normalnych doznań; koncentracja uwagi na drugiej osobie tak intensywna, że wszystko, co ona powie, staje się sugestią.
– Zaczytanie, zakochanie, długa, monotonna jazda samochodem, zasłuchanie w głos charyzmatycznego przywódcy i hipnoza to elementy jednej układanki – tłumaczy prof. Aleksandrowicz.