Archiwum Polityki

Szyfrołamacze

Zawartość odnalezionego archiwum polskiego Biura Szyfrów zmusza do stwierdzenia, iż historię wojny z Rosją bolszewicką trzeba napisać na nowo. Teraz dopiero wiemy, jak istotną rolę w polskim planowaniu operacyjnym odegrały informacje radiowywiadowcze.

Grzegorz Nowik

Ana początku było słowo. A słowo było u Boga...” – radiotelegrafista, student Politechniki Warszawskiej urlopowany na czas wojny, wystukuje kluczem litery alfabetu Morse’a. I dalej: „Wtedy Bóg rzekł: Niech się stanie światłość”. Jest 18 sierpnia 1920 r. Radiostacja warszawska pod komendą por. Karola Politowskiego już drugą dobę nadaje ten sam fragment „Księgi Rodzaju” ze Starego Testamentu na fali średniej 880 m, na której w Mińsku Litewskim pracuje stacja nadawcza dowódcy bolszewickiego Frontu Zachodniego Michaiła Tuchaczewskiego.

To nie są egzorcyzmy na bolszewików, ale jedno z mistrzowskich posunięć polskiego radiowywiadu – najtajniejszej broni Wojska Polskiego w latach 1919–1920. Rosyjscy radiotelegrafiści ze sztabu polowego IV armii, ulokowanego w Sierpcu, już drugi dzień nie mogą odebrać rozkazów dowództwa frontu. Rozkaz ten odwoływał wcześniejsze dyrektywy nakazujące forsowanie Wisły między Toruniem a Płockiem i przecięcie linii kolejowej łączącej centralną Polskę z Gdańskiem. Tymczasem zamiast znanych im sygnałów wywoławczych radiostacji mińskiej w słuchawkach brzmiał regularny, silny sygnał kropek i kresek, nie układających się w zdania rozkazodawstwa rewolucyjnej rady wojennej frontu. Wezwano kamandira, który przed wojną służył w Polsce i znał nieco język; odczytał łacińskie litery: to nie był rozkaz, to było... Pismo Święte!

Dzień wcześniej odbyła się rozmowa kpt. Kazimierza Jackowskiego (szefa sekcji radiotelegrafii Oddziału IIIa Łączności Sztabu Generalnego Wojska Polskiego), por. Jana Kowalewskiego (naczelnika Wydziału Radiowywiadu) i jego przełożonego ppłk.

Polityka 32.2005 (2516) z dnia 13.08.2005; Historia; s. 68
Reklama