Jedzą kiełbaski, popijają piwem i słuchają dowcipów o Kajtku bez majtek. Dwunastego sierpnia, w zimne i deszczowe popołudnie, na stadionie w Darłowie kilka tysięcy zmarzniętych ludzi – mieszkańców i wczasowiczów – oczekuje chleba i igrzysk. W miejscu, gdzie zapiekanki kupuje się na centymetry (55 cm kosztuje 6 zł), darmowa zabawa to w złą pogodę duża atrakcja. Grają Waldemar Kocoń i grupa Bolter. Funduje Samoobrona. Andrzej Lepper pojawia się tuż przed zespołem Ich Troje. Gdy wchodzi na mównicę, ma pod stopami falujący tłum. Mówi, a ojcowie biorą dzieci na ramiona, żeby lepiej widziały. Obiektywy aparatów fotograficznych i telefonów komórkowych wycelowane są w niego. Ktoś krzyczy, ktoś dopowiada, gwiżdże, klaszcze. Obojętnych brak.
Na pozór jest więc, jak było. Różnicę widać dopiero, gdy w aparacie fotograficznym poszerzy się kadr. Bo sceny, na których pojawia się Lepper, nie stoją już w małych, przeżartych biedą, popegeerowskich wsiach czy miasteczkach. Dziś są ustawiane w popularnych miejscowościach wypoczynkowych. Zwłaszcza zaś na rogatkach dużych miast, gdzie w tle majaczą wielkie blokowiska. Lepper ma u stóp człowieka industrialnego. Olsztyn, Toruń, Bydgoszcz, Białystok. W kolejce czeka Kraków i Warszawa. W sumie – 49 miast, które zamierza odwiedzić podczas wyborczego tournée.
Biedni i lewicowi
– Chcemy rządzić krajem – tę deklarację Andrzej Lepper powtarza bez przerwy. Ma 51 lat, doświadczenie polityczne i świadomość, że lada moment czas zacznie działać na jego niekorzyść. – Populizmy po pewnym czasie wyczerpują swój potencjał – tłumaczy socjolog prof. Jacek Raciborski. – Gdy ludzie widzą, że głosowanie na taką partię nic nie daje, zniechęcają się. Więc przed Lepperem teraz albo nigdy.