Archiwum Polityki

Polski hydraulik

Dowcip polski (wyłączając przebrzmiałe gawędziarstwo szlagońskie) cyzelował się pod wpływem żydowskiego szmoncesu i w warunkach zaborczej, komunistycznej, a nawet i sanacyjnej cenzury, która zmuszała do aluzyjności, krycia point między wierszami, na wysokich piętrach lub w oparach nonsensu. Ukształtował się w ten sposób typ humoru, który obok angielskiego uważam za najcelniejszy i intelektualnie pobudzający. Tyle że zrozumiały na wschodzie Europy, na zachodzie jest przeważnie zupełnie nie do pojęcia. Wic francuski na przykład opiera się na kalamburze, niekiedy na filozoficznym paradoksie, najczęściej jest jednak rozpaczliwie dosłowny. Kawa na ławę. W mojej książce o Francji „Z owsa ryż” opisywałem nieporozumienie, jakim było opowiedzenie studentom mojego ulubionego żartu: Facet puka do drzwi mieszkania. – Przepraszam, czy tutaj mieszka Kowalski? – Nie – odpowiada kobieta, która otworzyła. Po godzinie facet wraca. – A może tu mieszka Nowak? – To już, proszę pana, prędzej by mieszkał Kowalski. Nikt się nawet nie uśmiechnął, a porozumiewawcze spojrzenia świadczyły o wszystkim. Tylko francuskiej elegancji zawdzięczam, że nie kręcili palcami kółek na skroniach. Podobnie z aluzyjnymi dowcipami typu: Dlaczego zniesienie Święta Trzech Króli było błędem politycznym ze strony Gomułki? – Bo przecież to nie byli królowie, ale mędrcy, po drugie szli ze wschodu, po trzecie prowadziła ich gwiazda, a po czwarte pędzili do żłobu. Zero efektu. Jest to oczywiście przykre dla polskiego kawalarza, ale takie są fakty i trzeba się z nimi liczyć. Choć raz wyjdźmy z narodowego egocentryzmu. Jak się chce z Francuzem podowcipkować, trzeba to robić w jego konwencji. Inaczej kulą w płot. Niby nie takie to trudne do zrozumienia? A jednak najwyraźniej przerasta wyobraźnię naszych specjalistów od reklamy i marketingu.

Polityka 36.2005 (2520) z dnia 10.09.2005; Stomma; s. 99
Reklama