Nie widziałem jeszcze, jak i wielu innych widzów w Polsce, „Olivera Twista” Polańskiego. Dla pokolenia jednak, do którego obaj należymy, Karol Dickens z „Dawidem Copperfieldem”, „Małą Dorrit”, a także „Oliverem Twistem” przynależał rzeczywiście do dziecinnego pokoju. Miał rozbudzać współczucie dla biednych, krzywdzonych i upośledzonych, przykuwając równocześnie uwagę barwnością opowiadania i jędrnością przedstawianych charakterów. Wśród nich na pierwszy plan wysuwają się ponury opryszek Fagin i budząca zarówno ciekawość, jak i podziw dla swego złotego serca prostytutka Nancy, której śmierć z ręki kochanka budziła zgrozę. Podobno sam Dickens, odczytując publicznie tę scenę, zalewał się łzami.
„Oliver Twist” z racji zarówno szybkich zwrotów akcji, jak i mocnych, wyrazistych scen określany był przez współczesnych wręcz jako opowieść awanturnicza, ale stosowna dla młodzieży.
W sensie pickwickowskim
Owo zaszeregowanie Dickensa jako pisarza umoralniającego, o wrażliwym sercu, operującego jasnym rozróżnieniem dobra i zła przyczyniło się w znacznym stopniu zarówno do jego popularności przed stuleciem, jak i do dzisiejszej marginalizacji tego pisarza, któremu stereotypowe opinie przypisują naiwność i poczciwość, nie licujące z duchem relatywizmu i psychologicznej zawiłości, właściwej współczesnemu gustowi literackiemu.
Obok jednakże Dickensa z dziecinnego pokoju funkcjonował również odmienny obraz Karola Dickensa, tym razem jako pisarza rozkosznie rubasznego, ironicznego, operującego czystym absurdem i abstrakcyjnym humorem. Słowem – jest to Dickens od „Klubu Pickwicka”, pierwszej jego powieści, która – będąc niesłychanym sukcesem czytelniczym – skłoniła go do porzucenia innych zajęć, przede wszystkim dziennikarstwa, na rzecz twórczości powieściopisarskiej.