Archiwum Polityki

Słowacja: Łagodna dziwność bytu

Na Słowację zaprasza nas Andrzej Stasiuk, który osiadł w pobliżu granicy. Znany pisarz jest literackim kronikarzem współczesnej Mitteleuropy.
JR/Polityka

Czasami jeżdżę na Słowację po kiełbasę. Do przejścia w Becherovie mam jakieś piętnaście kilometrów, potem dziewięć do Zborova i następne dziewięć do Bardejova. W Bardejovie mam najbliższy prawdziwy supermarket. W Polsce do najbliższego supermarketu jechałbym przynajmniej sześćdziesiąt kilometrów. W ogóle w Polsce jak ognia unikam supermarketów, bo się zwyczajnie ich boję. Natomiast z niejasnych powodów pociąga mnie bardejowska Hypernova i bardejowska Billa. Jeśli mamy gości, to wybieram się tam po czerwoną, ostrą paprykową kiełbasę, wędzoną słoninę i frankowkę z Małych Karpat, z okolic Modrej. Może to wino nie jest rewelacyjne, ale do jedzenia, zwłaszcza do paprykowanej słoniny, można wypić nawet trzy butelki w ciągu wieczoru. Ja w każdym razie piję je jako słowacki patriota. Zagryzam ostrą kiełbasą, twardym białym słonym serem i tą słoniną. U nas już takiej nie ma – grubej na cztery centymetry, pachnącej dymem, delikatnej i miękkiej.

Nie potrafiłbym chyba już żyć, nie mając tuż obok Słowacji.

Słowacja to jest wyjście z sytuacji, to jest oddech, to alternatywa. Kiedy dopada mnie chandra, dopada nuda albo moja własna ojczyzna staje się ciasna i niewygodna, po prostu jadę na Słowację. Przekraczam granicę. To prawie zawsze pomaga. Za granicą jesteśmy już kimś innym. Kurov, Vyšny Komarnik, Palota i mój Becherov – dziesiątki i chyba już teraz setki razy przez te wszystkie lata – najpierw z całym ceremoniałem sprawdzania paszportu, wypytywania, stemplowania, zaglądania do bagażnika, grzebania w rzeczach i tak dalej, aż po teraźniejszą uprzejmą zdawkowość bez wysiadania z auta.

W ogóle pierwszy raz w życiu za granicę wyjechałem właśnie na Słowację. Pojechaliśmy z przyjaciółmi na festyn do średniowiecznego Bardejova. I tam na tym festynie piło się oczywiście piwo, Złotego Bażanta i Smadnego Mnicha, ale ze złocistych kranów lali też wino, białe wino gdzieś spod Koszyc, z samego południa kraju.

Polityka 32.2007 (2616) z dnia 11.08.2007; Półprzewodnik Polityki; s. 143
Reklama