Archiwum Polityki

Zaproście ich do stołu

Armia rządzi Birmą od tak dawna, że prawie nikt już nie pamięta, co było przed juntą, a wielu uważa, że junta będzie zawsze. Ale historia niepodległej Birmy nie zaczyna się od puczu i nie skończy się na generałach.

W XIX w. królowie Birmy prowadzili wojny z Anglikami, ale przegrali i kraj stał się częścią brytyjskich Indii. W styczniu 1948 r. Brytyjczycy zwrócili Birmie niepodległość. Władzę objęli birmańscy nacjonaliści. System rządów był demokratyczno-parlamentarny aż do 1958 r. Wtedy przyszedł kryzys polityczny, do władzy, na razie na krótko, doszedł szef sił zbrojnych gen. Ne Win. Kryzys się pogłębiał i w 1962 r. Ne Win pod hasłem walki z anarchią dokonał zamachu stanu i rozwiązał parlament. Rządy objęła Rada Rewolucyjna złożona z wojskowych. Partie polityczne zostały zdelegalizowane, z wyjątkiem jednej – socjalistycznej.

Era Ne Wina

Ne Win miał dla Birmy pomysł typowy dla powstałych na gruzach kolonializmu państw Afryki i Azji: narodowy socjalizm, który sam się obroni i wyżywi. Era Ne Wina skończyła się w 1981 r., ale następcy kontynuowali dzieło, dodając do problemów odziedziczonych po epoce kolonialnej problemy zrodzone przez mundurowy socjalizm. W 1987 r. rząd Birmy wystąpił do ONZ z prośbą o zaliczenie kraju do najmniej rozwiniętych, co miało przyciągnąć pomoc międzynarodową i inwestycje zagraniczne.

I tak stajemy u progu pierwszej odsłony dramatu, który w tych dniach, po prawie 20 latach, znów wstrząsa Birmą, bo jego źródło – dyktatura wojskowa – wciąż bije w przenośni i dosłownie. W momencie składania owej osobliwej petycji do Narodów Zjednoczonych władze, próbując zreformować niewydolną gospodarkę, ogłaszają bez ostrzeżenia ostrą dewaluację narodowej waluty. Zrozpaczeni utratą oszczędności Birmańczycy wychodzą na ulice. Demonstrują studenci. Powoli dołączają mnisi buddyjscy, których wpływ jest porównywalny z siłą Kościoła w Polsce. Manifestacje antyrządowe w sierpniu 1988 r. gromadzą w stolicy, Rangunie, setki tysięcy. Władza decyduje się użyć siły.

Polityka 41.2007 (2624) z dnia 13.10.2007; Świat; s. 60
Reklama