Archiwum Polityki

M jak mieszkanie

Operacja wykupywania spółdzielczych mieszkań za parę złotych trwa już ponad kwartał, ale nie zakończy się w ustawowym terminie. Winna jest głównie spaskudzona ustawa.

Dostałam wezwanie na policję. Zarzuca mi się opóźnianie przeniesienia prawa własności do ośmiu lokali. Ale nie to jest najgorsze. Jesteśmy obrażani, obrzucani wyzwiskami, pracownice zapowiadają, że odejdą – narzeka Kazimiera Szerszeniewska, prezes Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. W Łodzi do prokuratury, sądów i policji wpływają codziennie dziesiątki skarg na opieszałość spółdzielni. Podobnie jest na Śląsku. Znowelizowana ustawa o spółdzielniach mieszkaniowych (obowiązująca od 31 lipca br.) wprowadziła uwłaszczenie za symboliczne często kwoty i spółdzielcom z mieszkań lokatorskich bardzo się spieszy do aktu własności.

Ustawa daje spółdzielni trzy miesiące – od daty złożenia wniosku – na przeniesienie prawa własności na posiadacza mieszkania lokatorskiego albo własnościowego lub najemcę lokalu użytkowego (patrz ramka). Wyjątek zrobiono dla budynków na gruntach, do których spółdzielnia nie ma prawa własności albo użytkowania wieczystego. Dotrzymanie trzymiesięcznego terminu nie stwarza dużych problemów, jeśli spółdzielnia wyodrębniła już wszystkie lokale w swoich budynkach (czyli określiła, co będzie przedmiotem odrębnej własności). Obowiązek taki powstawał jednak (według ustawy z 15 grudnia 2000 r.) dopiero wtedy, kiedy przynajmniej jeden mieszkaniec domu wystąpił o przeniesienie na niego prawa własności. A spółdzielcy rzadko zabiegali o pełną własność. Rynek nie daje jej przewagi nad mieszkaniami własnościowymi, ceny metra są takie same, tak samo mieszkaniami można dysponować.

Poza tym ustawa z 2000 r. nie przewidywała sankcji za opieszałość w załatwianiu wniosków. Do oddziałów Stowarzyszenia Obrony Spółdzielców SOS i Krajowego Związku Lokatorów i Spółdzielców wpływały skargi ludzi czekających na pełną własność po kilka lat.

Polityka 50.2007 (2633) z dnia 15.12.2007; Rynek; s. 46
Reklama