Zpunktu widzenia prezydenta i jego politycznego otoczenia, w ukształtowaniu sceny politycznej po wyborach tkwi – paradoksalnie – spory potencjał. Antoni Mężydło, dziś poseł PO, a do niedawna PiS, dobrze znający braci Kaczyńskich, przewiduje, że Prawo i Sprawiedliwość wróci do źródeł. – Stanie się partią kadrową, zwartą – na podobieństwo PC, proprezydencką. Jarosław zejdzie z pierwszej linii frontu i całą działalność polityczną podporządkuje doprowadzeniu do ponownego wyboru Lecha na prezydenta. Prezes PiS miał swoje powody, by zrezygnować choćby z szefowania klubowi parlamentarnemu. Gdy światło reflektorów pada na Lecha, a jego ukryty w cieniu brat bliźniak podsuwa mu strategie i wizje, tandem Kaczyńskich działa dużo sprawniej. – Lech wygrywa debaty z Tuskiem, Jarosław przegrywa – kontynuuje były polityk PiS. – Eksponowanie Jarosława i jego zdyscyplinowanego, żołniersko sprawnego otoczenia obnaża z kolei słabość Kancelarii Prezydenta.
Powrót do sprawdzonego przez lata schematu współpracy uspokoi obu braci. Prezydent ma się na kim oprzeć, ufa bratu. A teraz każda ich konsultacja nie będzie z miejsca wychwytywana. Dlatego druga część jego kadencji może być bardziej udana. I w wyborach w 2010 r. Lech Kaczyński wciąż może jeszcze dotkliwie pogruchotać kandydata PO. Ale przede wszystkim Lech Kaczyński musi chcieć być prezydentem. A nie jest jasne, czy w tej roli czuje się dobrze.
Za ostro, za słodko
Jaką rolę zamierza przyjąć prezydent wobec Donalda Tuska? Jak chce ułożyć relacje z gabinetem PO-PSL? Z chaotycznych i sprzecznych posunięć ostatnich dni trudno odczytać jednoznaczną odpowiedź.
Opinia pierwsza: – Niedobrze, że obraz prezydenta został wyostrzony. Michał Kamiński, który odpowiada za wizerunek szefa, za bardzo lubi wojnę.