Terkot wózka kucharza ściąga tłum mężczyzn. Dyżurny nakłada mięso, kapustę i ziemniaki. Nalewa kompot. Johannes Weinrich, prawa ręka Carlosa „Szakala”, patrzy na ogromne porcje. Został skazany na dożywocie, ale w więzieniu Moabit przynajmniej nie umrze z głodu. Kolejka po obiad w bloku B w Moabicie była długa: mordercy, gwałciciele, złodzieje samochodów. Przepychali się przed Weinricha, który jeszcze nie przywykł do więziennej rutyny. Na korytarzu jest tłok, tak samo jak w całym więzieniu i zdaniem niemieckich polityków ten problem może rozwiązać jedynie eksport więźniów.Wolfgang Fixon, naczelnik więzienia Moabit, najstarszego w Berlinie, uważa, że to dobry pomysł. – Nawet po amnestii na Boże Narodzenie mieliśmy 1147 więźniów, a możemy pomieścić jedynie 980. Połowa to cudzoziemcy, najwięcej jest Turków – 156. Polacy są na drugim miejscu – informuje naczelnik.
W wielu niemieckich więzieniach nie ma w celach miejsca do spania, nawet na podłodze. W więzieniu Butzbach w Hesji trzech mężczyzn dzieli celę jednoosobową. Furgonetki więzienne wożą skazanych od jednego zakładu karnego do drugiego w poszukiwaniu noclegu. Być może są w Niemczech więzienia pięciogwiazdkowe, ale Moabit do nich nie należy.
To najsłynniejszy zakład karny w kraju, a jednak nie oferuje o wiele więcej niż więzienie w Polsce. Podobnie jak zakłady karne tej generacji – Wormwood i Scrubs w Londynie, La Santé w Paryżu – powstał 130 lat temu. Grube mury z czerwonej cegły. To jest więzienie dla terrorystów i polityków. Siedzieli tutaj Erich Honecker i Erich Mielke, minister spraw wewnętrznych NRD, który sam wsadził wielu ludzi za kratki. W latach 20. Moabit był pełen nazistów, a potem komunistów. W czasie wojny trafiali tam zarówno złodzieje jak i polityczni.