Do noclegowni przy ul. Burakowskiej w Warszawie wiadomość przyniósł Benek, abstynent chodzący do Empiku i będący na bieżąco z prasą. Wyczytał, że w tym roku z Ministerstwa Zdrowia wyjdzie rozporządzenie ułatwiające akademiom medycznym pozyskiwanie ciał do badań, a rektorzy będą mogli dzwonić do samorządowców, że potrzebują zwłok, ile sztuk, jaka płeć. I że nie będzie z tym problemu, gdyż co roku w jednym większym mieście umiera od 300 do 400 bezdomnych.
Jan Bondar, rzecznik Ministerstwa Zdrowia, uspokaja bezdomnych. Akademie nie będą brały ciał hurtem ani na zapas. Ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych z 1959 r. nie zmieniła się. Z ustawy: dla nauki można przeznaczyć NN, po którego nikt się nie zgłasza, ale prawo pochówku ma rodzina i krewni boczni do czwartego stopnia oraz każda inna osoba, jeśli chce. Ustawę doprecyzowano tylko małym rozporządzeniem, które nadało jej jasności w kwestii warunków przekazania materiału sekcyjnego oraz kto ma płacić za ów materiał.
Z rozporządzenia: uczelnia występuje z wnioskiem o zwłoki do starosty, transport ma być przeprowadzony w pojemniku o szczelnych, łatwo zmywalnych ścianach, koszt ponosi uczelnia (1,2 tys. zł za transport, 3 tys. zł za pochówek po zużyciu się materiału). Uzasadnienie do rozporządzenia: zwłoki są nieocenionym materiałem dydaktycznym. Brak regulacji utrudniał ich pozyskiwanie na potrzeby uczelni. Gdyż w praktyce było tak: umierał NN, a samorządowcy, nie mając jasnego przepisu wykonawczego, wychodzili z założenia, że lepiej się do tego nie dotykać.
Życie po życiu
Więc w świetlicach noclegowni dysputuje się obecnie o sprawie życia po życiu. A ich mieszkańców można pogrupować wedle deklaracji, to znaczy, czy godzą się na taką darowiznę, czy wolą podarować się odpłatnie, czy wcale.