Nawet przeciwnicy Lecha Kaczyńskiego muszą przyznać, że prezydent ma pecha. Czy papamobil zamarzł, kiedy Jan Paweł II zabrał na przejażdżkę Jolantę i Aleksandra Kwaśniewskiego? Wręcz przeciwnie, z wnętrza pojazdu biło ciepło emanujące od papieża. A kiedy na lotnisku im. Czyngis-chana w Ułan Bator prezydent Kaczyński jechał do samolotu, to powiało takim chłodem, że tutka zamarzła. Na szczęście prezydent był ciepło ubrany, strojny w togę, biret i doktorat h.c. Mongolskiego Uniwersytetu Państwowego. (Czy uniwersytet ten spełnia moralny wymóg lustracji, stawiany przez Jarosława K. uczelniom państwowym?). Pani Marii mogło być na lotnisku zimno, dlatego Japończycy mieli już dla niej przygotowane kimono.
Na szczęście mamy w Ułan Bator ambasadę. Przedłużenie o pół dnia wizyty prezydenta to dla ambasadora koszmar. Nie bez powodu mówi się, że w życiu ambasadora są dwie najszczęśliwsze chwile – kiedy prezydent jego kraju przyjeżdża i kiedy odjeżdża. A o mały włos ambasady w ogóle by nie było. W ramach programu tanie państwo koalicja Tuska/Pawlaka zapowiadała likwidację lub komasację ponad 20 polskich placówek za granicą, w tym konsulatu w Rio de Janeiro (jaka szkoda – w razie zmiany decyzji proszę o mnie pamiętać!) oraz ambasad u takich wypróbowanych przyjaciół jak Jemen czy Mongolia.
W Ułan Bator ta ponura wieść niosła się od jurty do jurty. I wtedy stał się cud: wiadomość o śmierci okazała się przedwczesna. Na stronie internetowej Ambasady RP można dziś przeczytać niecodzienny komunikat. „W związku z doniesieniami medialnymi na temat likwidacji ambasady RP w Ułan Bator informujemy, że decyzja była rozważana, lecz ostatecznie Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski podjął decyzję o utrzymaniu funkcjonowania tej placówki”.