Archiwum Polityki

Żywią i biorą

Po dłuższej przerwie rolnicy znów wyszli na ulice. Ale tym razem grzech było nie wyjść. Po darmowe unijne pieniądze?

Krzysztof Szmurło, gospodarz z Popław na Podlasiu, wie, że władzy należy słuchać, ale swoje robić. Urzędnicy z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa zapewniali: przyznawanie dopłat na modernizację gospodarstw będzie sprawiedliwe – zdecyduje kolejność zgłoszeń. Dla niego był to jasny sygnał – żeby sprawiedliwość była po jego stronie, musi ją sam sobie zapewnić. Stojąc w kolejce.

– Zaraz po Wszystkich Świętych zadzwonił kolega, że w Białymstoku przed biurem Agencji już robią listę. Załapałem się na 48 miejsce. A 9 listopada, kiedy zaczęto przyjmować wnioski, chętnych było już półtora tysiąca – mówi. Podobnie zachowali się rolnicy w całym kraju. Samorzutnie zawiązali komitety kolejkowe. Ludzie sami pilnowali, żeby lista była jedna. Przez tydzień każdego dnia trzeba się było na niej odfajkować. Miastowym to nie do końca się podoba, bo niby za co – powiadają – ta kasa? Kiedyś mówiło się: czy się stoi, czy się leży, to ileś tam się należy. Teraz ma się należeć za samo stanie?

Chrobotowicz: po Zetora

Zbigniew Chorbotowicz przyjechał pod wrocławski oddział ARiMR z Lubania. Tak po prawdzie rolnikiem pełną gębą jest od tego roku. Wcześniej był dwuetatowcem. Coś jak niegdysiejszy chłoporobotnik. Jako funkcjonariusz służby więziennej przez 12 godzin zmiany pilnował osadzonych, a potem wsiadał na ciągnik i jechał na pole. – Razem z braćmi i ojcem mieliśmy 220 ha ziemi. Teraz sam gospodarzę na 40 ha. Pomaga mi 17-letni syn, mobilizuje, żeby się rozwijać. Chcemy kupić Zetora za 140 tys. zł. Liczę, że Unia odda mi 40 proc. Warto stać.

Unijna dopłata na modernizację gospodarstwa jest bardzo atrakcyjna. Można otrzymać do 60 proc. (tak zwani młodzi rolnicy – do 40 lat) zwrotu koszów inwestycji.

Polityka 46.2007 (2629) z dnia 17.11.2007; Ludzie; s. 123
Reklama