Klasyki Polityki

Marka nie z marketu

Rzemieślnicze pracownie znikają z warszawskich ulic

Piotr Salański poleruje ramę w zakładzie złotniczym M. i J. Elis. Niegdyś obsługiwano tu znakomitych artystów. Piotr Salański poleruje ramę w zakładzie złotniczym M. i J. Elis. Niegdyś obsługiwano tu znakomitych artystów. Jan Brykczyński / Polityka
Większość pracowni to firmy rodzinne, w których zawód przekazywany był z pokolenia na pokolenie. Niektóre jeszcze trwają niczym ślady zapomnianej cywilizacji.
Czarodzieje od lamp – właściciel firmy Andrzej Kulak (w środku) z synem i pracownikami.
To jedyne takie miejsce w Warszawie. Poniżej: szkatułki z ozdobami.Jan Brykczyński/Polityka Czarodzieje od lamp – właściciel firmy Andrzej Kulak (w środku) z synem i pracownikami. To jedyne takie miejsce w Warszawie. Poniżej: szkatułki z ozdobami.

Brązy

Najstarsza warszawska firma rzemieślnicza mieści się przy ulicy Poznańskiej 24. W czasach świetności była największą wytwórnią brązów artystycznych na wschód od Berlina, dziś jest maleńką pracownią, ale nadal wisi tu portret Jana Łopieńskiego, który założył ją w 1862 r. Czwarte pokolenie brązowników, Anna Łopieńska-Lipczyk – prawnuczka Jana, i jej mąż Wojciech Lipczyk, tworzą niewielkie rzeźby, przyciski do papieru, wazy, patery, lampy, świeczniki, ryngrafy. Dawniej powstawały tu nie tylko brązy gabinetowe (kandelabry, kałamarze, przyciski do papieru wykonane u Łopieńskich odnaleźć można na zdjęciach gabinetu prezydenta Mościckiego) i stołowe, lichtarze, żyrandole, ale też pomniki. Odlano ich kilkadziesiąt.

Wojna, a przede wszystkim późniejsze lata okazały się dla właścicieli ciężką próbą. Podczas okupacji działalność ograniczono do napraw i wytwarzania niezbędnych wówczas przedmiotów, np. lampek karbidowych. W czasie powstania odlewano granaty z blachy cynkowej, zrywanej z okolicznych dachów. Po wojnie Tadeusz i Władysław Łopieńscy w ciągu kilku lat przywrócili Warszawie większość zniszczonych pomników, ze statuą króla Zygmunta III Wazy, pomnikami Kopernika, Mickiewicza, Kilińskiego i Syrenki na czele.

Nie uchroniło to jednak firmy od nacjonalizacji, została upaństwowiona w 1950 r. Po kilku nieudanych próbach odtworzenia pomnika Chopina z Łazienek, zaproponowano braciom Łopieńskim pracę w ich własnym zakładzie. Gdy pomnik odlano, zostali zwolnieni. – W nagrodę wręczono im, jako byłym kapitalistom, dożywotni zakaz wykonywania zawodu – wspomina Anna Łopieńska-Lipczyk, córka Tadeusza. Nowa władza, zamieniając firmę w spółdzielnię Brąz Dekoracyjny, zniszczyła jej potencjał kadrowy i techniczny. Brązową tandetę wyrabiano tu aż do bankructwa, które nieuchronnie przyniósł spółdzielni powrót wolnego rynku.

Polityka 25.2008 (2659) z dnia 21.06.2008; Na własne oczy; s. 116
Oryginalny tytuł tekstu: "Marka nie z marketu"
Reklama