Archiwum Polityki

Koniec wakacji i złudzeń

Jarosław Maślanek, Haszyszopenki, W.A.B., Warszawa 2008, s. 252

Sierpień 1982 r. Klatki, podwórza i zaułki jednego z osiedli w prowincjonalnym, przemysłowym mieście. W powietrzu zaduch wywołany oczekiwaniem na koniec: stanu wojennego (który mieszkańcy nazywają „wojną bez wojny”), wakacji (dla dzieci sezonu drobnych rozbojów i włóczęg), przyjaźni (w które wkraczają polityka, bimber i rozleniwienie). Koniec pogody i złudzeń. Jarosław Maślanek (1974), debiutujący powieścią „Haszyszopenki” współredaktor tygodnika „Polish Real Estate Market”, ma prawo pamiętać tamte lato jako kres rówieśniczych i własnych iluzji. Co zrozumiałe, jego proza znajduje sojuszników najpierw w młodzieżowym hicie Janusza Domagalika „Koniec wakacji”, następnie, zniechęcona mitami o młodzieńczym honorze i przyspieszonym dojrzewaniu w cieniu polityki, zbliża się do książek o niejasnych i powikłanych losach dzieci, takich jak „Weiser Dawidek” Pawła Huelle. „Haszyszopenki opowiadają o Polsce, w której mimo wielu zmian nic się nie zmienia. Ojcowie dwunastoletnich bohaterów, Wronka i Maksa, milicjant i działacz Solidarności w pobliskich zakładach zbrojeniowych, giną, matki chłopców popadają w obłęd lub otępienie. Sąsiedzi są kapusiami, pedofilami, inwalidami i szpiegami, żyjącymi w państwie, gdzie – wedle słów piosenki – brat jest zabójcą i nikogo nie powinno to dziwić. Najbardziej odpowiednia alegoria polskiej prowincji „w stanie oblężenia” to – zdaniem autora – melina „z wiecznie uchylonymi drzwiami, wylewającym się na korytarz zaduchem przetrawionego alkoholu, papierosowego dymu i niemytych ciał”.

„Haszyszopenki” są dramatem chłopięcej wyobraźni, w której zainstalował się niewłaściwy mit wolności.

Polityka 31.2008 (2665) z dnia 02.08.2008; Kultura; s. 50
Reklama