Lada chwila polski sąd wyda wyrok w sprawie tego dziecka. I wiele wskazuje, że będzie to nakaz oddania syna ojcu w Australii. Małgorzata Muchowska, 30-latka, jest matką 2-letniego Piotrusia. I nie będzie mogła pojechać za synem, bo jej wiza jest uzależniona od zgody męża, z którym się właśnie rozwodzi i z którym jest w stanie wojny.
Małgorzata jest jedną z tysięcy Polek w podobnej sytuacji. Mamy przecież wielką, rozsianą po świecie emigrację. Organizacje polonijne mówią nawet o 20 mln Polaków żyjących za granicą. Ponad 1,3 mln mieszka w różnych krajach Unii Europejskiej. A będzie ich coraz więcej, skoro coraz łatwiej jest zmienić miejsce do życia na stałe albo na jakiś czas. Tylko w Unii jest 120 tys. małżeństw mieszanych i z każdym rokiem o kilka procent więcej.
A skoro są małżeństwa, to będą i rozwody. We współczesnym świecie zachodnim rozpada się już co piąty formalny związek. Teoretycznie takie pary mogą wybierać kraj, w którym przeprowadzą sprawę. Albo będzie to państwo, w którym się urodzili, albo to, w którym żyją, albo jakieś wybrane specjalnie ze względu na ustawodawstwo: w Belgii, Niemczech czy Holandii wystarczy pomieszkać przez parę miesięcy, żeby móc stawać przed lokalnym sądem.
Rozwód
Prawnicy radzą zwykle Polakom, żeby załatwiać takie sprawy przed sądami polskimi. Mówią: lepsze wlokące się procedury niż uprzedzenia wobec Polaków. Nierzadko rozwodnicy wracają, bo nie ma innego wyjścia. Jak Małgorzata Muchowska, mama Piotrusia. Opowiada: w Australii, po kolejnej eksmisji, z półrocznym dzieckiem i mężem wylądowali w klitce w głośnej dzielnicy.