Archiwum Polityki

Czego zwierzęta nie mówią

Kiedyś dzieci znajdowały pod choinką pluszowe misie i małpki. Teraz nie wystarczą nam karpie duszące się w torbach. Musimy uświetnić Boże Narodzenie ekstrawaganckim prezentem: żywą maskotką. W pewnej podwarszawskiej szkole dzieci opowiadały o swoich zwierzętach. Skóra cierpła, gdy słuchałam o kolejnej papudze, która wyskubała sobie pióra, albo o smutnej jaszczurce. Jeden z chłopców z zapałem opowiadał o pytonie. Dostał go pod choinkę. Kto go karmi? – Ja, myszkami – odpowiedział chłopiec. Miałam nadzieję, że to martwy pokarm, który można kupić w sklepach zoologicznych. Niestety, chłopiec bez zmrużenia oka opowiadał: – Wpuszczam mu myszkę do terrarium. Ona chwilę biega, a potem on ją łapie i połyka. Mam to nagrane w telefonie. Chce pani zobaczyć?

Chłopiec miał dziewięć, może dziesięć lat, a ja nie chciałam zobaczyć. Wiem, jak węże zjadają swoje ofiary. Mam 51 lat i w swoim domu kilka węży ratowałam z różnych życiowych opresji. Nigdy nie byłam w stanie karmić ich żywymi zwierzętami.

To, że drapieżniki polują na swoje ofiary, jest normą naturalnych zachowań. W końcu człowiek też jest łowcą, i to najpotężniejszym na Ziemi, ale przynajmniej w założeniu na tyle rozumnym, że nie powinien rozpoczynać edukacji swoich dzieci od szkolenia w zabijaniu. Nie tylko zabijaniu, ale dręczeniu, często również prowadzącym do śmierci.

Zapisano już kilometry papieru na temat tego, że zwierzę nie jest rzeczą, ale nadal nic z tego nie wynika. Każdy może wejść do sklepu zoologicznego i kupić rybkę w foliowym woreczku, papużkę w tekturowym pudełku i mnóstwo innych „rzeczy” z ciepłym perpetuum mobile – sercem w środku. Przed świętami Bożego Narodzenia wrze we wszystkich sklepach, zoologicznych też. Nie twierdzę, że każdy przedświąteczny klient kupuje żywy prezent.

Polityka 51.2008 (2685) z dnia 20.12.2008; s. 162
Reklama