Archiwum Polityki

Pani Ania ze Stawiska

Zrobiło się ciepło, więc pojedziemy dzisiaj za miasto i pokażę Państwu jedno magiczne miejsce. Kierunek zachodni z Warszawy, można wsiąść w WKD i po około pięćdziesięciu minutach jesteśmy w Podkowie Leśnej. A tam na bogato, lecz z gustem, starodrzew i aranżacja ogrodów. Kiedy przejdzie się piaskową dróżką w głąb lasu, bardziej w stronę Brwinowa, to zaraz pojawi się Stawisko.

Wiele lat temu zarabiałam tam na wakacje, myjąc okna obecnego Muzeum Iwaszkiewiczów. Nie potrzebowałam wiele pieniędzy i, oczywiście, nie umiałam myć okien. W czasie pracy wolałam położyć się nielegalnie na kanapie pana Jarosława, niż czyścić rozmazane brudem szyby. Dzięki myszkowaniu po niedostępnych zwiedzającym kątach poznałam między innymi niesamowitą bibliotekę pisarza i odkryłam malarkę Leonor Fini (tak, to ta od kotów i rudych włosów). Włóczyłam się od pokoju do pokoju i odkryłam również portret namalowany przez Witkacego, a przedstawiający panią Annę Iwaszkiewicz primo voto Lilpop.

Dziwne, że znamy ją głównie jako żonę tego, który miał skłonności homoseksualne. I już się zastanawiamy: a jak to tak, co to było za małżeństwo, przecież mieli dzieci. Chłopak i dziewczyna to szczęśliwa rodzina, ale nie zawsze według utartego scenariusza.

Pani Anna też była biseksualna. Śledząc jej „Dzienniki i wspomnienia”, podane do druku przez starszą córkę Marię, możemy jak na dłoni zobaczyć walkę – przede wszystkim samej ze sobą – o stłamszenie namiętności do kobiet. Jako obiekt ukrytych westchnień występuje między innymi Maria Morska, muza Skamandrytów, lecz przede wszystkim egzaltowana deklamatorka poezji i publicystka „Wiadomości Literackich”. Poznaje Annę we francuskiej miejscowości Beaulieu.

Polityka 27.2009 (2712) z dnia 04.07.2009; Kultura; s. 55
Reklama