Trwa wojna europejskich wydawców prasowych, w tym także polskich, z firmami monitoringu mediów, które przygotowują zestawienia publikacji na interesujące swoich klientów tematy. Prasę traktują jako darmowy surowiec do własnej obróbki (jeśli nie liczyć zakupu jednego egzemplarza każdego tytułu).
Wydawcy widzą w tym formę piractwa uważając, że takie wykorzystanie powinno odbywać się za ich zgodą i odpłatnie. Firmy monitoringu mediów są przeciwnego zdania, a prawo prasowe oraz autorskie nie pomaga w jasnym rozstrzygnięciu tej kwestii. Być może zmieni to najnowszy wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który na prośbę duńskiego sądu ocenił z punktu widzenia prawa europejskiego legalność działania firm monitoringu mediów. Sędziowie analizując spór między wydawnictwem Danske Dagblades Forening a firmą Infopaq orzekli, że już ciąg 11 słów z tekstu prasowego podlega ochronie prawa autorskiego i nie może być powielany bez zgody uprawnionych.
Skąd owe jedenaście słów? Wynika to z technologii stosowanej przez firmy monitoringu mediów, które skanują papierową prasę, przekształcają ją w pliki tekstowe i za pomocą programów komputerowych automatycznie przeszukują pod kątem słów kluczowych. Komputer rejestruje odnaleziony wyraz wraz z kontekstem dziesięciu sąsiednich słów, a pracownicy decydują, czy tekst należy skopiować i włączyć do zestawu dla klienta, czy też nie. Zdaniem sędziów, już samo automatyczne rejestrowanie jedenastu słów (nie mówiąc o powielaniu całych tekstów) może być uznane za naruszenie praw autorskich.