Kim zostanie Jan Krzysztof Bielecki po rezygnacji ze stanowiska prezesa Pekao SA? Kandydatem na prezydenta, premierem, wicepremierem, szefem doradców premiera Tuska, liderem Platformy Obywatelskiej? A może członkiem Rady Polityki Pieniężnej czy nawet prezesem banku centralnego (choć do końca kadencji prezesa Sławomira Skrzypka jeszcze bardzo daleko). Media ogarnęło szaleństwo spekulacji, przy braku jakichkolwiek podstawowych informacji, bowiem nie powiedziano nic o przyczynach rezygnacji, a sam Bielecki nie rzekł słowa o swoich dalszych planach.
Niewątpliwie Jan Krzysztof Bielecki jest ważną osobą życia publicznego. Były premier, polityk doświadczony, obyty w świecie, także w świecie finansów, jeden z głównych, choć nieformalnych doradców premiera, gdyby zechciał, mógłby znaleźć sobie niemal dowolne miejsce w polskiej polityce. To przecież Bielecki postawił na Tuska jako szefa partii, Kongresu Liberalno-Demokratycznego, uznając, że sam nie jest typem lidera partyjnego. To z rekomendacji Bieleckiego, z myślą o otwarciu frontu europejskiego, gdzie po rządach PiS zaniedbania były największe, w gabinecie Tuska znaleźli się ministrowie Jacek Rostowski i Maciej Nowicki, który był ministrem ochrony środowiska właśnie u Bieleckiego. To za radą m.in. Bieleckiego premier obecny „przesunął” Grzegorza Schetynę z funkcji wicepremiera na szefa klubu parlamentarnego. Dowodów tej współpracy jest wiele i wydaje się dość naturalne, że gdyby Donald Tusk wygrał wybory prezydenckie, to kandydatem na premiera posiadającym najwyższe kwalifikacje byłby właśnie Jan Krzysztof Bielecki. Jeśli tak się stanie, nie będzie to żadna sensacja. (par.)