Archiwum Polityki

Szary człowiek z wysięgnika

To on rzucił hasło zorganizowania demonstracji za przeniesieniem krzyża. Dominik Taras mówi, że jest bardzo dużym patriotą, ale nie czuje się liderem.
Nie jest antychrystem, terrorystą, socjopatą, bolszewikiem ani żydokomuną, choć właśnie tak nazywają go ludzie, którzy ostatnio dzwonią do niego, by podzielić się wrażeniami z manifestacji pod krzyżem. Nie jest też twórcą lewicowych bojówek, nie należy do SLD, Plaftormy ani nie jest narzędziem wykorzystywanym przez Palikota. Poglądów politycznych chyba nie ma, bo nie jest ani za prawicą, ani za lewicą. Nie ma pewności, czy jest jeszcze w centrum. Dominik Taras ma 22 lata i mówi o sobie, że jest zwykłym, rozwożącym na skuterze telepizzę Szarym Człowiekiem z Mokotowa, który dał społeczeństwu impuls do działania. Przez ten impuls spotyka się teraz w kawiarni, bo nie chce, by ktoś się dowiedział, gdzie mieszka. Jest strach, że powybijają mu szyby albo zrobią coś gorszego.

Impuls zrodził się 3 sierpnia w godzinach popołudniowych, tuż po tym, jak obrońcy krzyża spod Pałacu Prezydenckiego przepędzili policję i straż miejską podczas próby przeniesienia krzyża do kościoła św. Anny. Szarego Człowieka ogarnęła wściekłość i poczuł, że musi coś zrobić dla społeczeństwa, skoro nie potrafią tego ani politycy, ani policja. Gotów był iść pod pałac, odepchnąć tych cholernych obrońców i sam, na własnych plecach, przenieść krzyż do kościoła, żeby był w końcu święty spokój.

Pomysł zorganizowania demonstracji podsunął Kuba z Piaseczna, współtwórca profilu wydarzenia „Akcja Krzyż” na Facebooku. Miał osobisty uraz. Wcześniej próbował przekonać jakąś staruszkę spod krzyża, że błądzi, ale poczęstowała go gazem łzawiącym. Szukał zemsty. Szary Człowiek pamięta, że z początku nie wyglądało to obiecująco. Zapisało się tylko dziewięciu najbliższych przyjaciół, więc poszedł spać. Gdy wstał, już 46 osób chciało przyjść na demonstrację, a gdy wrócił z pracy – było ich 200.

Polityka 34.2010 (2770) z dnia 21.08.2010; kraj; s. 24
Reklama