Archiwum Polityki

Jestem rumuńskim Romem

Krzysztofa Pomiana przedstawiać nie trzeba. Nie tylko z powodu jego wspaniałego dorobku naukowego. Był również w 1968 r. wzorem odwagi cywilnej, który podtrzymywał nas na duchu. Nie będę się już wdawał w jego zasługi dla Solidarności i emigracji polskiej we Francji. Jest człowiekiem, który ma w historii polskiej zapewniony spiż. Tym większym, najgłębszym smutkiem napełnił mnie jego wywiad dla „Gazety Wyborczej” (18–19 września 2010 r.), zatytułowany „Podziwiam Sarkozy’ego”. Pyta redaktor „Wyborczej”: „Francja już dawno nie stała tak jak teraz pod pręgierzem europejskiej opinii publicznej i Brukseli. Wszystko za sprawą likwidowania obozów Romów i wydalania ich z kraju...”. Odpowiada Pomian: „Zacznijmy od kilku wyjaśnień. Są dwie grupy ludności romskiej, których sytuacja jest diametralnie różna. Są Romowie, którzy mieszkają od lat we Francji i mają obywatelstwo francuskie; nie o nich tu chodzi. Chodzi tylko o Romów z Rumunii i Bułgarii, którzy przybywają do Francji zbiorowo i nie mają ani kwalifikacji, ani prawa do pracy. Obozowiska organizują bezprawnie na terenach prywatnych lub gminnych, są obciążeniem dla okolicznej ludności, gdyż to ona musi pokrywać koszty ich pobytu (choćby wywozu śmieci), i budzą poczucie zagrożenia, gdyż zakłócają porządek publiczny (żebranina, kradzieże). Pretekstem do trwającej obecnie akcji były zamieszki w jednym z miast i zdemolowanie komisariatu policji spowodowane postrzeleniem uciekającego przed policją przestępcy pochodzenia romskiego...”.

Nie ośmieliłbym się pisać Krzysztofowi Pomianowi o przekłamaniach. Porozmawiajmy więc o nieporozumieniach. A jest ich w krótkiej wypowiedzi co niemiara. Po pierwsze, podług zarządzeń administracyjnych, każda gmina ma obowiązek zabezpieczyć teren na obozowisko dla populacji nomadzkiej.

Polityka 40.2010 (2776) z dnia 02.10.2010; Stomma; s. 105
Reklama