Jeden z oficerów biorących udział w operacji „Szpak” próbował w 2007 r. zainspirować dziennikarza „Polityki” do podjęcia tematu. Piętnaście lat po zakończeniu operacji wciąż wierzył, że Sikorski jest brytyjskim agentem. Twierdził, że Brytyjczycy wytypowali go, kiedy chodził do bydgoskiego liceum. Jeden z pracowników ambasady Wlk. Brytanii miał wykorzystać fakt, że rodzice przyszłego ministra byli rozwiedzeni, i namówił matkę do powierzenia mu syna. Zabrano go do Anglii, wysłano na studia na Oxfordzie, cały czas szkolono, aby już jako dorosłego mężczyznę wysłać do Polski i usadowić na wysokiej państwowej posadzie. Według tego oficera, Sikorski po dziś dzień wypełnia zadania wywiadowcze.
W tej opowieści (i w materiałach ujawnionych przez Sikorskiego) nic nie trzymało się kupy. Oparto je na relacji byłego bibliotekarza z Oxfordu, Polaka z Poznania, który prawdopodobnie zazdrościł studentowi z polskimi korzeniami stypendium i sukcesów w nauce. Rodzice Sikorskiego nie byli rozwiedzeni. Nie znaleziono żadnego dowodu na jego agenturalną działalność, poza faktem, że znał pewnego mieszkającego w Niemczech Nowozelandczyka, z którym „wiążą go sprawy dziennikarskie”.