W krajobrazie dominują szyby górnicze, kominy hut i hałdy tworzące jedną wielką przemysłową metropolię. Kropką nad „i” dokonanych przez człowieka zniszczeń jest Pustynia Błędowska, powstała na skutek wycinania na potrzeby przemysłu wydobywczego lasów. Ale gdy się bliżej przyjrzymy, okazuje się, że wszędzie tam, gdzie człowiek nie dotarł, starał się dopasować lub sobie odpuścił, przyroda świetnie sobie radzi, jak np. na hałdzie popłuczkowej w Tarnowskich Górach, która zarosła roślinnością odporną na wysokie stężenia metali ciężkich. Dzieje człowieka na tych ziemiach są długie i ciekawe, bo zanim zaczął wznosić zakłady produkcyjne, drążyć pod ziemią skałę i mieszkać w familokach, zasiedlał jurajskie jaskinie i wznosił wkomponowane w skały zamki.
Zęby w jaskiniach
Jura Krakowsko-Częstochowska to dla mieszkańców okolic Krakowa, Częstochowy i Katowic ulubione miejsce weekendowych wypadów, ale reszta Polaków, jeśli planują urlop w województwie śląskim, raczej jedzie w Beskidy, co najwyżej po drodze zaliczając jeden lub dwa jurajskie zamki. Szkoda, bo to raj dla piechurów, rowerzystów, wspinaczy i speleologów. Na tym liczącym 80 km pasie zalesionych pagórków roi się od powstałych w efekcie procesów krasowych malowniczych skałek oraz jaskiń. W paleolicie te ostatnie zamieszkiwali ludzie, o czym świadczą znajdowane tam narzędzia i kości zwierząt. W Jaskini Nietoperzowej 38 tys. lat temu byli to łowcy niedźwiedzi jaskiniowych, a w Jaskini Stajnia 15 tys. lat wcześniej – neandertalczycy. Trzy zęby to nadal jedyne potwierdzone laboratoryjnie szczątki kostne tego hominida, bo ze znalezionych w Jaskini Ciemnej liczących 115 tys. lat paliczków dziecka nie udało się pozyskać DNA, ponieważ strawił je jakiś drapieżny ptak.
W jaskiniach podziwiamy geologiczne twory i szukamy siedlisk nietoperzy, ale wchodząc w głąb ciemnych, wilgotnych i chłodnych pieczar, uświadamiamy sobie, jak nieprzyjazne musiało w nich być życie. Mimo to wykorzystywali je jako schronienie nie tylko paleolityczni myśliwi, lecz także czyniący sobie ziemię poddaną pierwsi rolnicy. Z najnowszych analiz genetycznych szczątków kości zwierząt z czterech jurajskich jaskiń wynika, że za przybyłymi z południa rolnikami, którzy przywieźli ze sobą udomowione zboża i bydło, przyszły też koty. Pochodzące z Bliskiego Wschodu mruczki żywiły się gryzoniami żerującymi w spichlerzach ludzi, a choć korzystały z obecności człowieka, chodziły własnymi drogami, więc badacze nie mówią o ich udomowieniu, tylko oswojeniu. Traf chce, że w te wakacje Jurę rozsławił trochę większy „oswojony” kot – puma Nubia, z którą właściciel ukrywał się koło Ogrodzieńca.
Zamki do zadumy
Szlak Orlich Gniazd, największa atrakcja Jury Krakowsko-Częstochowskiej, to najlepszy dowód, że Kazimierz Wielki zostawił Polskę murowaną, a potem potop szwedzki, zubożenie i rozbiory przyczyniły się do dewastacji średniowiecznego dziedzictwa. Kamienne ruiny zamków są imponujące, wznoszą się na szczytach wzgórz malowniczo wkomponowane w skalne ostańce, stanowiąc majestatyczny element krajobrazu, świadectwo przemijalności i dominacji natury nad kulturą. Żaden z zamków na szlaku nie przetrwał – Pieskowa Skała to renesansowo-barokowa budowla z neogotyckimi wstawkami, a Bobolice to współczesne wyobrażenie średniowiecznego zamku, które słusznie wzbudza kontrowersje. Według najnowszych zasad konserwacji należy zabezpieczyć ruinę, bo to ona, a nie rekonstrukcja, która zawsze jest rodzajem oszustwa, ma wartość historyczną, krajobrazową i tożsamościową. Niestety kino i komputerowe wizualizacje 3D przyzwyczaiły nas do wymuskanych makiet zamków, dlatego coraz trudniej docenić ruiny. Ciekawość wzbudza jedynie ich tajemniczość, stanowiąca podstawę opowieści o duchach, które „straszą” w każdym zamku i przyciągają tłumy.
Pod najlepiej zachowanym i znanym z serialowego „Wiedźmina” zamkiem w Ogrodzieńcu w weekendy parkingi pękają w szwach. Bo zamek to biznes. Nawet Julian Cichor, którego babka, z domu Wołczyńska, była z rodziny ostatnich właścicieli zamku, pozwala turystom za opłatą parkować na swoim podwórku. Zanim jednak dotrze się do kasy biletowej, trzeba przejść długą aleją bud z plastikowymi zabawkami, goframi i lodami, domem strachów i dmuchanym zamkiem. Część gości w ogóle nie dociera na prawdziwy zamek, bo wstęp kosztuje i trzeba wspiąć się na szczyt (warownia stoi na najwyższym wzniesieniu Jury 515 m n.p.m.).
Tłumy krążą też wokół ruin w Mirowie, ale tam nie ma plastikowego podzamcza, natomiast w największej, składającej się z dwóch części i dwóch wież, warowni w Olsztynie koło Częstochowy są takie przestrzenie, że można się zgubić. Od dwóch lat na zamku prowadzone są badania, które pozwoliły ustalić szczegóły dotyczące jego konstrukcji. Okazało się też, że na długo, zanim jaskinia przy Baszcie Studziennej stała się zamkową kuźnią i magazynem, mieszkali w niej neandertalczycy, którzy zostawili tam krzemienne narzędzia. Jeśli bogactwem Jury były kamienie i drewno, na sąsiadującym z nią od zachodu Śląsku postawiono na metale i węgiel, które rozsławiły go na całą Europę.
Nura w szyby
Szlak Orlich Gniazd wybudowano, by strzec granicy królestwa przed najazdami Czechów, ale stracił na znaczeniu, gdy Kazimierz Wielki zrzekł się w 1356 r. praw do Śląska. Ten przechodził z rąk do rąk, co sprawiło, że mieszały się tu języki polski, niemiecki i czeski oraz stykały granice trzech zaborów (w tzw. Trójkącie Trzech Cesarzy między Mysłowicami, Sosnowcem a Jaworznem). Jeszcze w XIII w. zaczęto na Śląsku wydobywać rudy srebra, ołowiu i miedzi w okolicach Bytomia i Tarnowskich Gór. Główną bolączką górnictwa kruszcowego były wody podziemne, dlatego dopiero sztolnie odwadniające sprawiły, że wydobycie wzrosło. Największy boom gospodarczy nastąpił wraz z rewolucją przemysłową i przejęciem Śląska przez Prusy, które zaczęły inwestować w rozwój przemysłu i wydobycie węgla. Były to czasy wdrażania nowoczesnych maszyn i rozwiązań technicznych – zamontowana w końcu XVIII w. w jednym z szybów kopalni srebra i ołowiu w Tarnowskich Górach maszyna parowa była pierwszą w tej części Europy. Jak wyglądała praca górników w niskich i ciemnych wyrobiskach tej kopalni, a potem brodzących w szybach odwadniających, można się przekonać, zwiedzając nowoczesne muzeum z podziemną trasą turystyczną, które w 2017 r. dostało się na prestiżową listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Ale na Szlaku Zabytków Techniki Województwa Śląskiego jest 40 innych miejsc – kopalnie, fabryki, parowozownie, dworce, elektrownie, szyby, browary i osiedla mieszkaniowe, budowane przez właścicieli przedsiębiorstw dla robotników i górników, którzy masowo przybywali na Śląsk za pracą. Zaplanowane jako samowystarczalne osady szeregowych domów z czerwonej cegły lub zatopionych w zieleni domków były symbolem kapitalizmu z ludzką twarzą. Kolonie domków Ficinus dla górników z kopalni Gotessegen w Rudzie Śląskiej, osiedle w Czerwionce-Leszczynach czy katowicki Nikiszowiec, znany z filmu „Sól ziemi czarnej”, to prawdziwe perełki architektoniczne o niezwykłym klimacie i atmosferze.
Jednym z bardziej niesamowitych miejsc na trasie zabytków jest zamknięta 10 lat temu fabryka zapałek w Częstochowie, która do obróbki najstarszego eksploatowanego przez człowieka surowca, czyli drewna, wykorzystywała nowoczesną technologię. Front muzealnego budynku odstrasza, ale nie należy się zrażać, trzeba nacisnąć fabryczny dzwonek, zaczekać, aż ktoś otworzy i oprowadzi po hali pełnej starych maszyn, w której w latach 70. XIX w. rozpoczęto produkcję zapałek. – Najpierw był patyk – rzuca przewodniczka, wskazując na skrawarkę i sieczkarkę z 1926 r. do produkcji zapałczanych patyczków, nie do końca chyba świadoma, jak prawdziwe jest to, co powiedziała. Potem pokazuje kolejne maszyny służące do suszenia, tworzenia łebków, a w końcu pakowania w pudełka. Suchy patyczek z siarkowym łebkiem, który palił się w sposób kontrolowany potarty o draskę, dawał człowiekowi władzę nad ogniem. Jak łatwo jednak ten żywioł wymykał się spod kontroli, pokazał pożar, który w 1913 r. wybuchł w fabryce i został zarejestrowany na taśmie przez pionierów kinematografii Antoniego i Władysława Krzemińskich. Najstarszy w Polsce kilkuminutowy dokument, zatrzymane w biegu stare maszyny i autentyczne od lat nieodnawiane wnętrza fabryki przenoszą w czasy, gdy nikt nie palił e-papierosów, a na pudełka zapałek z charakterystycznym czarnym kotem czekano w Wielkiej Brytanii i Chinach.
Chlebem i piwem
Według najpopularniejszej teorii łowcy-zbieracze udomowili zboża, bo chcieli mieć stały dostęp do chleba, ale są tacy, którzy twierdzą, że chodziło też o dostęp do alkoholu, w końcu do jednego i drugiego potrzeba ziarna. Na Śląsku kultura chleba jest równie stara i silna jak picia piwa, o czym przypominają Muzeum Chleba w Radzionkowie czy zachowany w Rudzie Śląskiej ostatni działający osiedlowy piec chlebowy, tzw. piekarok, oraz trzy zabytkowe browary. Oczywiście piwo warzono tu od niepamiętnych czasów, ale w XIX w. jego produkcja nabrała w książęcych, funkcjonujących do dziś browarach ponadregionalnego rozmachu. Najstarszy z nich założył 174 lata temu arcyksiążę austriacki i książę cieszyński Karol Ludwig Habsburg na zamku w Cieszynie, gdzie do dziś działa w tych samych pomieszczeniach i warzy piwa rzemieślnicze według receptur sprzed 140 lat. Zwiedzanie zabytkowych wnętrz browaru jest okazją, by zobaczyć pracę piwowarów, poczuć zapach słodu i piwa oraz usłyszeć dźwięki wydobywające się z kotłów i maszyn produkcyjnych. Wrażenie robi też najdłuższy w Europie tunel lodowy z 1857 r., bez którego do czasów pojawienia się nowoczesnych systemów chłodzących nie można było latem warzyć piwa. Konstrukcja wbija się na głębokości 60 m w zamkowe wzgórze, sięgając do miejsca, gdzie stoi najstarsza na Śląsku romańska rotunda, którą znamy z 20-złotowego banknotu.
Ponieważ warzelnia w Cieszynie przynosiła dochody, 15 lat później arcyksiążę otworzył browar w Żywcu. W tym samym czasie sławę zaczęło zyskiwać pieniste z Tychów z browaru Jana Henryka XI von Hochberg. Niezwykle bogaty, obrotny i z szerokimi znajomościami książę pszczyński sprawił, że tyskie trafiało na dwory w całej Europie, a nawet pito je podczas otwarcia wieży Eiffla w Paryżu. W tym roku zabytkowe browary zwiedza się trochę trudniej, bo ten w Tychach jest zamknięty, w Żywcu do sali wystawowej wpuszczane są nieliczne grupki, a w Cieszynie należy umówić się z przewodnikiem. Jeśli to się nie uda, można zawsze rozejrzeć się po okolicy, np. zwiedzić stolice dwóch historycznych księstewek śląskich, w których rezydencje mieli cieszyńscy Habsburgowie i pszczyńscy Hochbergowie.
Mieszanka kultur
Podzielony Olzą Cieszyn to jedno z najstarszych miast Śląska, w którym mieszały się wpływy czeskie, polskie, austriackie i żydowskie, a tym samym różne religie i kultury. Różnorodność tę widać w architekturze – na zatopionym w zieleni Wzgórzu Zamkowym rotunda i resztki piastowskiego zamku sąsiadują z budynkami wzniesionymi w XIX w. przez Habsburgów; w mieście kościoły ewangelickie sąsiadują z katolickimi i ze starym kirkutem. Wydaje się dość naturalne, że Cieszyn był prowincjonalnym centrum kulturalnym, czego śladem jest neobarokowy teatr; najstarsze w Europie Środkowej, nieprzerwanie działające od 1802 r., muzeum oraz stara, założona cztery lata później drukarnia, która była w Czechach przez długi czas ważną oficyną wydawniczą.
Wypierane dziś przez media elektroniczne papierowe książki i prasa kiedyś były jedynym oknem na świat. Polityczno-propagandowe znaczenie polskojęzycznej prasy na Śląsku świetnie widać w muzeum w Pszczynie. Poza maszynami drukarskimi (m.in. maleńką, liczącą 34 cm praską typograficzną z końca XIX w. czy gigantyczną, 4,5-metrową kamerą poligraficzną) zgromadzono tam mnóstwo gazet i pisma patriotyczne, które przyczyniły się do wybuchu powstań i plebiscytu w 1921 r., w wyniku którego część ziem Górnego Śląska przyłączono do Polski. Działająca od 1805 r. pszczyńska drukarnia miała w tym swój udział.
Historia Pszczyny jest trochę inna – mała osada handlowa przy rzeczce Pszczynka była założona przez Piastów, potem na chwilę trafiła w ręce Czechów, a nawet węgierskiego magnata, ale w XVI w. stała się własnością Dolnoślązaka Baltazara Promnitza. Jej ostatnimi niemieckojęzycznymi właścicielami byli Hochbergowie, którzy przejęli dobra w 1850 r. Księstwo rozkwitło na krótko za obrotnego Hansa Heinricha XI, który nie tylko postawił na rozwój rolnictwa i przemysłu, ale też odnowił pszczyński pałac, zadbał o park, a nawet sprowadził żubry z Puszczy Białowieskiej do słynących z doskonałych warunków łowieckich okolicznych lasów, które miały przyciągać gości księcia i koronowane głowy.
Niestety jego następca Hans Heinrich XV, choć miał nieprzebrane zasoby i piękną żonę Daisy, trafił na trudne dla przemysłu czasy i zabrakło mu zmysłu przedsiębiorczości. Podczas pierwszej wojny światowej zdążył jeszcze oddać pałac w Pszczynie na główną kwaterę Wilhelmowi II w zamian za obietnicę korony polskiej, ale gdy wojnę przegrano, a powiat pszczyński znalazł się w granicach Polski, Hans Heinrich popadł w długi i w 1929 r. na jego majątek pszczyński nałożono zarząd komisaryczny. W dodatku w jego rodzinie zaczęły się kłopoty, których zekranizowaną wersję przedstawia film „Magnat”. Dziś po wielkich bogactwach rodu Hochberg von Pless zachowały się browar, pałac, park i zameczek myśliwski w Promnicach oraz żubry z linii pszczyńskiej.
Wędrówka na Górny Śląsk zmusza do zadumy, ale też pozwala doceniać autentyczność zabytków różnych epok i kultur. Afera wokół projektu wysadzenia przez Toma Cruise’a liczącego 111 lat mostu Pilchowickiego na Dolnym Śląsku pokazała, że poprzemysłowe i poniemieckie zabytki nie są szanowane przez władze, które powinny je chronić. Poza tym czas robi swoje. Jedźmy zatem zobaczyć radiostację w Gliwicach – najwyższą, mierzącą 111 m, drewnianą konstrukcję Europy – póki stoi; podziwiajmy ruiny niewyretuszowanych zamków czy do bólu prawdziwą fabrykę zapałek, zanim ktoś jej nie zamknie, nie wyremontuje, nie wysadzi albo nie wpadnie na pomysł, by zamienić oryginały na atrapy i hologramy.
Po drodze
• Na przeznaczonym dla smakoszy Szlaku Kulinarnym Śląskie Smaki znajduje się 25 restauracji serwujących regionalną kuchnię (ponad 100 dań śląskich, beskidzkich, zagłębiowskich i jurajskich).
• Rezerwat przyrody Łężczok w Babicach to puszcze i stawy rybne, założone w XIII w. przez cystersów. Można tu zobaczyć 400-letnie drzewa, wiele gatunków chronionych roślin i siedliska ptaków wodnych.
• W Żarkach zachowała się synagoga i kirkut z ponad 700 macewami oraz zespół starych kamiennych stodół. Natomiast do grobu cadyka Davida Bidermana w Lelowie pielgrzymują na przełomie stycznia i lutego chasydzi. 22 i 23 sierpnia w ramach Święta Ciulimu i Czulentu można tam skosztować tradycyjnych żydowskich potraw.
• Poza zamkami na Szlaku Orlich Gniazd warto odwiedzić zamek w Będzinie ze względu na Muzeum Zagłębia, jakie się w nim znajduje, i otaczający go park.
• Zbudowany w 1843 r. Szyb Maciej z zabrzańskiej Kopalni Węgla Concordia, z zachowaną wielką, wyciągową maszyną parową, oraz zabytkowa Kopalnia Guido, którą zwiedzać można na poziomie 170, 320 albo 355 m i poczuć się jak prawdziwy górnik, to dwa ikoniczne miejsca na trasie Szlaków Zabytków Techniki.
• Hala Rysianka – wielka polana, z której rozciąga się widok na Babią Górę i Tatry – to jedno z bardziej urokliwych miejsc w Beskidzie Żywieckim.
• Wielbiciele kolei powinni przejechać się Górnośląską Koleją Wąskotorową, która kursuje między Bytomiem a Miasteczkiem Śląskim (21 km). Na stacji Bytom Karb Wąskotorowy w lokomotywowni stoją dwa parowozy, wagony towarowe i osobowe, drezyna oraz salonka z 1912 r.
• Koniaków słynie z koronek, które zgromadzono w poświęconym im muzeum, pełnym serwet, obrusów, elementów ludowego i współczesnego stroju, jak słynne koronkowe stringi.