Przy okazji postoju karawany Pucharu Świata w Jakuszycach okazało się, że biegi narciarskie to nie tylko prestiż i emocje, ale również kłopoty oraz dokładanie do interesu. Oraz że Polak potrafi: dopingować, zrobić z imprezy święto i kompletnie popsuć transmisję telewizyjną.
Leszek Zych/Polityka
Aby dostać się na trasy pucharowych zawodów w Jakuszycach, należało najpierw odstać swoje w śniegowej brei po kostki.
Leszek Zych/Polityka
W sobotę fachowość serwismenów została wystawiona na ciężką próbę, gdyż – po raz pierwszy od dawna – zawody w Jakuszycach odbywały się na śniegu naturalnym.
Leszek Zych/Polityka
Bohaterowie drugiego planu - serwismeni (od lewej: Rafał Węgrzyn, Peep Koidu i Are Mets) w kontenerze polskiej ekipy.
Leszek Zych/Polityka
Ostatecznie o sukcesie Justyny przesądził manewr postawienia na narty bez smarów.
Leszek Zych/Polityka
Zawodnicy biegli przez piękny, ale pusty las, bo kibiców stłoczono na stadionie, co odbiło się na klimacie imprezy.
Leszek Zych/Polityka
Na trasie biegu miejsca wcześniej powszechnie dostępne zostały zagrodzone, a wstęp do nich wzbroniony.
Leszek Zych/Polityka
Po finałach, bohaterowie dnia torowali sobie drogę w szpalerze kibiców, wykazując uprzejmą cierpliwość wobec proszących o autografy.
Leszek Zych/Polityka
Kontakt z zawodnikami utrudniał jednak nieco fakt, że byli wiecznie w biegu, również poza trasami: w drodze na trening i z powrotem – do busa, punktu serwisowego, hotelu.
Leszek Zych/Polityka
Justyna nieraz powtarzała, że wystąpić przed polską publicznością to jej wielkie marzenie.