Czują, że tkwią w trójkącie – dwie kobiety plus dziecko. I jest im z tym nieswojo. Mówią: w byciu matką najtrudniejsze jest ułożenie sobie dobrej relacji z nianią, ale nie mają pojęcia, jak to zrobić i jak ta relacja miałaby wyglądać. Jedne wierzą, że niania podaruje dziecku to, czego ona nie potrafi. Profesjonalna, polecona przez znajomych opiekunka jest dla nich wyrocznią i nawet jeśli robi coś nie tak, boją się jej zwrócić uwagę.
Inne zostawiają dzieci pod jej opieką, ale nie potrafią poradzić sobie z niechęcią i podejrzliwością. Wystarczy jedno złamanie zasad i niania ląduje na bruku, a one szukają kolejnej. Jeszcze inne obwiniają opiekunkę o wszystkie niepowodzenia potomków. Ostatnie, co matkom przychodzi do głowy, to własne błędy.
Beata, dziennikarka telewizyjna. Trzy nianie, każda po pół roku.
„Nie wiem, kiedy mam być matką, a kiedy taktownym pracodawcą, który nie wchodzi w kompetencje profesjonalisty. Intuicja milczy”.
Pety leżały ukryte w opakowaniu po kaszce. Beata naliczyła osiem niedopałków. To oznaczało, że pani Krysia przez cztery godziny opieki nad Ignacym dwa razy na godzinę sięgała do torebki, wychodziła na balkon, odpalała zapalniczkę, zaciągała się dymem i z właściwą sobie melancholią patrzyła na majaczącą w oddali Świątynię Opatrzności. – A co w tym czasie robił Ignacy? – denerwuje się Beata. – Raczkował w stronę jedynego niezabezpieczonego kontaktu? Niebezpiecznie balansował w sąsiedztwie szklanego stolika? Wpychał do buzi ostry klocek?
Beata przyznaje, że po odkryciu petów miała ochotę przeprowadzić z panią Krysią poważną rozmowę.