Strzeżcie się psychobiznesu, czyli dr Tomasz Witkowski o ciemnych stronach psychoterapii
Psychoterapia: jakimi argumentami posługują się jej krytycy
Artykuł ukazał się w „Ja My Oni” tom 20. „Psychoterapia. Dla kogo, u kogo”. Poradnik dostępny w Polityce Cyfrowej i w naszym sklepie internetowym.
***
Marcin Rotkiewicz: – Trudno znaleźć surowszego krytyka psychoterapii. Dlaczego tak ostro pan ją traktuje?
Tomasz Witkowski: – Już od XII w. wytwórcy piwa w Europie zrzeszali się w gildie – organizacje cechowe mające strzec ich interesów. Dlaczego? Otóż na rynku zaczęło pojawiać się bardzo dużo produktów złej jakości, a to podważało wiarygodność całej branży. Gildie określiły więc zasady otrzymywania tytułu mistrza-piwowara, nauki sztuki piwowarskiej, a przede wszystkim zaczęły dbać o jakość produkowanego trunku.
Niekiedy jednak ludziom uprawiającym jakiś zawód nie zależało na tego typu regulacjach, bo wiązało się to z koniecznością zastosowania się do standardów jakości i odpowiedzialnością za własne działania. Wróżbiarstwo, jasnowidzenie, prostytucja, astrologia czy tzw. medycyna alternatywna to właśnie przykłady takich usług. Niestety, do tej niechlubnej listy muszę dopisać psychoterapię w Polsce.
Jest aż tak źle?
Istnieje ponad 500 odmian psychoterapii funkcjonujących w naszym kręgu kulturowym, jak to w 2000 r. wyliczył Donald Eisner, autor „Śmierci psychoterapii”. Zapewne do dziś ta liczba wzrosła. Można być pewnym, że duża część spośród tak licznych modalności psychoterapeutycznych opiera się na pseudonaukowych założeniach i nie pomaga ludziom.