Ja My Oni

Pora na oddalenie, czyli jak dać usamodzielnić się swojemu dziecku

Jak dać usamodzielnić się swojemu dziecku

Odłączony od matki otwierasz oczy i bierzesz pierwszy oddech. Wszyscy mają stracha. Ale nagrodą jest życie na własnych warunkach. Odłączony od matki otwierasz oczy i bierzesz pierwszy oddech. Wszyscy mają stracha. Ale nagrodą jest życie na własnych warunkach. Andrew Rich / Getty Images
Jak nieprzecięta w porę psychiczna pępowina pęta człowieka przez całe życie.
W pierwszych miesiącach życia pomiędzy dzieckiem a matką istnieje niezwykle silna zależność.Randy Rooibaatjie/Unsplash W pierwszych miesiącach życia pomiędzy dzieckiem a matką istnieje niezwykle silna zależność.

Symbolem bliskości pomiędzy dzieckiem a rodzicami – zwłaszcza w relacji matka–dziecko – jest pępowina. To nią przychodzący na świat człowiek jest dosłownie, fizycznie, związany z matką. Jej przecięcie oznacza początek samodzielnego życia. A co z pępowiną rozumianą metaforycznie – jako relacja psychiczna pomiędzy dzieckiem a rodzicem? Czy to możliwe, aby wiązała ona obie strony zbyt długo i zbyt mocno? Czy powinna być brutalnie przecięta?

Dojrzewanie człowieka to trwające niemal całe życie balansowanie pomiędzy okresami bliskości z ważnymi dla niego ludźmi i stopniowego oddalania się od nich. Najlepiej widać to w diadzie rodzice–dziecko. Prawidłowy przebieg separacji od nich to jeden z podstawowych celów rozwojowych. Nie jest to jednak proces liniowy, oznaczający np. coraz mniej przytulania czy też coraz mniej pomocy w codziennym funkcjonowaniu. Stopniowe oddalanie się partnerów tej relacji, metaforyczne odcinanie pępowiny nie powinno oznaczać, że emocje stają się chłodniejsze, a po obu stronach wzrasta obojętność. To przede wszystkim jakościowe zmiany relacji. Prawidłowo odcięta pępowina, w atmosferze bezpieczeństwa i wzajemnego zaufania, gwarantuje zarówno rodzicom, jak i dziecku sukces rozwojowy.

Gniazdo i baza

W pierwszych miesiącach życia pomiędzy dzieckiem a matką istnieje niezwykle silna zależność. Dziecko potrzebuje zwłaszcza matki, by zaspokoić wszelkie potrzeby fizjologiczne i emocjonalne. Matka staje się dla dziecka nie tylko źródłem pokarmu, ale także ukojenia. Kołysanie dziecka czy przytulanie pozwalają mu poradzić sobie z negatywnymi emocjami. Rola ojca w tym okresie pozostaje także niebagatelna. W przypadku noworodków i niemowlaków ojciec stanowi specyficzny łącznik dla diady matka–dziecko ze światem zewnętrznym. Brak jego wsparcia w tym okresie oznacza brak bezpieczeństwa w relacji matka–dziecko i pierwsze źródło późniejszych problemów separacyjnych.

Opis specyfiki bliskiego związku pomiędzy dzieckiem a jego rodzicami psychologia zawdzięcza psychoanalitykowi Johnowi Bowlby’emu, który na zlecenie Światowej Organizacji Zdrowia stworzył raport dotyczący wpływu utraty matki na funkcjonowanie małego dziecka. Wyniki przeprowadzonych przez Bowlby’ego analiz opublikowano w 1952 r. Relację tę określił mianem przywiązania emocjonalnego. Choć niemal każda przypadkowa osoba może zapewnić dziecku pożywienie i spełniać jego podstawowe potrzeby fizyczne, to jednak specyfika przywiązania emocjonalnego między nim a jego głównym opiekunem lub kilkoma osobami pełniącymi tę funkcję jest tak kluczowa dla jego rozwoju i przetrwania. Po dyskusji z wieloma naukowcami zajmującymi się badaniem zachowań zwierząt w grupach, przetwarzaniem informacji przez ludzki mózg oraz prawidłowym rozwojem dziecka Bowlby zasugerował, że dziecięca potrzeba nawiązania bliskości z opiekunem jest zakorzeniona w ludzkim mózgu i zwiększa szansę przetrwania. Człowiek potrzebuje tego zwłaszcza na najwcześniejszych etapach życia. Gdy więź jest zerwana z powodu przedłużającej się lub stałej rozłąki, zazwyczaj pojawiają się protest, rozpacz, a potem zróżnicowane formy zaburzeń w funkcjonowaniu.

Kontynuatorzy pracy Bowlby’ego, między innymi Mary Ainsworth, odkryli, że wrażliwość i reakcja na potrzeby własnego dziecka w pierwszym roku życia miały zasadnicze znaczenie dla rozwoju poczucia bezpieczeństwa, jakie odczuwa ono na świecie, oraz pewności, że jego przyszłe potrzeby zostaną spełnione. Wśród niektórych ważnych aspektów tej wrażliwości są takie czynniki, jak czas reakcji rodziców na niepokój dziecka, efektywność stosowanych przez rodziców prób ulżenia w cierpieniu czy jakość kontaktu fizycznego (na ile jest on czuły i kojący). Co jednak podkreślali Bowbly i kontynuatorzy jego myśli, przywiązanie emocjonalne nie oznacza bezwzględnego związania stron relacji i bezwzględnej zależności. Już roczne dzieci potrafią dwojako traktować swoich opiekunów. Mogą stanowić oni dla nich bezpieczną przystań, gdy czują strach, zmęczenie, nudę lub kiedy są chore. Jest to miejsce, w którym zapewnia się im uwagę, miłość i troskę. Co jednak najważniejsze z punktu widzenia separacji, rodzice stanowią także tak zwaną bezpieczną bazę, z której dzieci wyruszają na podbój świata. Bezpieczeństwo promuje ciekawość, dlatego bezpieczna baza zachęca do odkrywania i rozpala pewność siebie.

Badacze stylów przywiązania zauważają, iż najzdrowsze wzorce tych relacji uwzględniają elastyczny, komfortowy dystans pomiędzy matką i dzieckiem, dystans, który wraz z wiekiem się powiększa. Bezpieczne przywiązanie w swej istocie promuje zarówno bliskość, jak i autonomię, charakteryzuje się również płynnością tych dwóch czynników. Stosunek tych dwóch czynników powinien zmieniać się z biegiem lat na rzecz autonomii zarówno rodzica, jak i dziecka. Innymi słowy, przy odcinaniu pępowiny istotne jest nie tylko separowanie się przez dziecko od rodzica (ucieczka dwulatka od mamy na placu zabaw), lecz także pobudzanie przez rodzica autonomii dziecka (pozostawianie dwulatka na kilka minut samego w bezpiecznym środowisku). Granice te nie powinny być stawiane zbyt wcześnie ani zbyt późno.

Niemowlęta, którym pozwala się na pełną zależność od rodziców, na ciepłą i kojącą bliskość fizyczną na wczesnych stadiach rozwoju (rodzice prawidłowo odczytują komunikaty dziecka i bezwarunkowo na nie reagują), zyskują paradoksalnie większą autonomię w późniejszych etapach życia. W tym pierwszym okresie życia bliskość to niemal stała dostępność matki i gwarancja, że spełni ona komunikowane przez dziecko potrzeby. Silna i nienaruszona więź z niemowlakiem to także gwarancja prawidłowo inicjowanych pierwszych form separacji, w ramach których dziecko powoli oddala się od opiekunów i podejmuje samodzielne działania, stając się samowystarczalne.

Pokazały to dość wyraźnie badania prowadzone w latach 90. pod kierunkiem Alana Sroufe, w których porównywano dwie grupy rocznych niemowląt. Znalazły się wśród nich dzieci mające z rodzicami bezpieczną więź od najwcześniejszych momentów życia oraz dzieci pozbawione tego (np. podopieczni domów dziecka). Obie grupy brały udział w nieznanej im wcześniej zabawie. Jak się okazało, dzieci najbliżej związane ze swoimi rodzicami wykazywały mniejszy niepokój, gdy namawiano je, by obejrzały nowe zabawki w nieznanym pomieszczeniu. Co jakiś czas nawiązywały one z matkami kontakt wzrokowy, aby upewnić się, że mogą dalej poznawać otoczenie. Dzieci pozbawione bezpiecznej więzi przejawiały reakcje strachu i nie były zainteresowane nowymi zabawkami.

Kroki po drabinie

Mimo że przywiązanie emocjonalne pomiędzy dzieckiem a rodzicami istnieje przez całe życie, zmienia się sposób jego weryfikacji oraz metody utrzymania – bliski kontakt fizyczny zastępowany jest poprzez bardziej symboliczny. Z czasem opiekun może pozostawać jedynie w polu widzenia. Z biegiem lat wystarcza, że po prostu jest gdzieś w świadomości i że można się do niego zwrócić o pomoc. Niezależnie od etapu życia, na jakim znajduje się dziecko, z pewnością nigdy nie należy trzymać go kurczowo przy sobie, stosując myślenie „na wszelki wypadek”. To zadanie trudne i wiąże się dla rodzica z pokonaniem bariery lęku. Odczuwa go zarówno rodzic, który po raz pierwszy puszcza przed siebie dziecko samodzielnie maszerujące, jak i ten pozwalający nastolatkowi na pierwszy samodzielny wakacyjny wyjazd. Ale tylko w ten sposób dziecko zacznie odkrywać kolejne szczeble drabiny niezależności. Kiedy oswoi się z jednym poziomem, może przejść do następnego. Tej drabiny nie da się przeskoczyć o dwa bądź trzy szczeble do góry, bo pokonanie każdego stopnia warunkuje osiągnięcie kolejnych. Stworzenie dwulatkowi możliwości wyboru stroju pozwoli mu na samodzielne i pozbawione lęku funkcjonowanie w przedszkolu. Akceptacja dla sposobów spędzania przez dziecko wolnego czasu w okresie nastoletnim gwarantuje, że dwudziestoparolatek z ochotą opowie nam o tym, co i gdzie robi w wolnym czasie. Wspinając się na taką drabinę, młody człowiek będzie jednak cały czas upewniać się, że jest ktoś, kto go asekuruje, i do tego należy pozostawić mu prawo.

Około drugiego roku życia dzieci są w stanie nabyć przekonania o stałości relacji z bliskimi, nawet jeśli rodziców nie ma w pobliżu. Niezwykle istotne w tym czasie jest nabywanie przez dziecko tak zwanej teorii umysłu. Wcześniej nie potrafi ono umiejętnie przyjąć tak zwanej perspektywy samoświadomościowej. „Ja to matka, matka to ja” – to podstawowe założenie w głowie malucha i to z tego powodu trudno mu funkcjonować bez fizycznej bliskości matki. Aż zaczyna rozumieć trwanie przedmiotów i osób w czasie, jego pamięć osiąga zdolność do tworzenia i przywoływania mentalnych obrazów ludzi i rzeczy, których nie ma w danym momencie przed oczami. Samoświadomość to w tym przypadku także pojmowanie swojej odrębności, idei samego siebie. Jej obecność u dzieci można zbadać eksperymentalnie za pomocą tzw. testu lustra: rozpoznaje swoje odbicie czy uznaje je za inną istotę? Umieszcza się na jego ciele kolorową kropkę, którą może dostrzec wyłącznie w odbiciu lustrzanym. Jeśli dziecko dotyka oznaczonego miejsca, to znaczy, że wie o swojej odrębności. Jeśli zaś wie o swojej odrębności, zaczyna kształtować swoją samodzielność, samo tworzy większy dystans fizyczny od opiekunów.

Kolejny etap rozwoju teorii umysłu to nabywanie przez dziecko poczucia odrębności swych myśli, emocji i intencji oraz umiejętność wnioskowania o myślach, intencjach i emocjach innych osób. Oto i mama, i tata, i ja możemy widzieć, czuć i reagować na świat każde inaczej. Dziecko wymaga, by rodzice rozumieli i akceptowali pojawiające się w jego umyśle narracje; uznania, że to ono wie najlepiej, czego w danym momencie potrzebuje, czy jest głodne, zmęczone i śpiące.

Z niechęcią obserwuję sytuacje, w których mamy przymuszają swoje dzieci do jedzenia, twierdząc, iż maluchy są bezwzględnie głodne. Z praktyki psychoterapeutycznej dobrze wiem, że na depresję zapadają nastolatki zmuszane przez rodziców do takich form aktywności i decyzji edukacyjnych, które są głęboko sprzeczne z ich potrzebami. Oczywiście ważne, aby rodzic pomagał dziecku w odczytywaniu sygnałów tych potrzeb, szanując ich subiektywizm. Jednak rolą rodzica nie było i nie jest zmuszanie dziecka do czegokolwiek.

Zaburzenia w zakresie teorii umysłu mogą być zwiastunem wielu form psychopatologii, takich jak autyzm czy schizofrenia. Teoria tak zwanej schizofrenogennej matki zaproponowana w latach 60. przez Friedę Fromm-Reichmann uznawana jest współcześnie za zbyt uproszczoną, a przez to nieprawdziwą. Opiera się ona jednak na trafnej obserwacji krańcowych postaw niektórych matek: między odrzuceniem i nadopiekuńczością. To osoby agresywne, krytyczne, nadmiernie wymagające albo też ukrycie odrzucające, hamujące samodzielność swych dzieci przez nadopiekuńczość. Formą reakcji na taką relację z matką może być rozszczepienie emocji i doświadczeń w postaci zaburzeń psychotycznych. Nie da się bowiem zaakceptować, że tak bliska osoba może być źródłem cierpienia.

Beze mnie ani rusz

Zaburzenia więzi i trudności separacyjne mogą wynikać zarówno z właściwości opiekuna, warunków sytuacyjnych, jak i z właściwości dziecka. Silny lęk matki lub też lękowy temperament dziecka mogą sprzyjać kształtowaniu się tak zwanego lękowego wzorca przywiązania, w ramach którego dziecko otrzymuje zwykle od matki (czasami od obojga rodziców) przekaz: „Beze mnie (bez nas) ani rusz”. Naturalną konsekwencją takiego sposobu myślenia jest silny lęk towarzyszący dziecku w każdej sytuacji separacji (tak zwany lęk separacyjny), poczucie katastrofy będącej konsekwencją nieobecności opiekuna czy choćby zapowiedzi takiej nieobecności. Podejmowane przez dziecko próby swobodnej eksploracji świata, wynikające z naturalnych instynktów, są w takim stylu karcone. Miłość to uzależnienie emocjonalne i cierpienie. W życiu dorosłym, w relacjach pomiędzy dorosłym już człowiekiem a jego partnerem, to ciągła obawa przed porzuceniem, interpretowanie braku bliskości fizycznej jako sygnałów odrzucenia, potrzeba kontrolowania partnera. To także lękowe podejście do kwestii posiadania własnych dzieci oraz tworzenie z nimi lękowych więzi, polegających na emocjonalnym uzależnianiu od siebie i sztywnym „trzymaniu na smyczy”. Matki z doświadczeniem lękowego stylu przywiązania w domach pochodzenia nierzadko nie tylko nie pozwalają swojemu dziecku na psychiczną separację, lecz także bezwzględnie podtrzymują z dzieckiem kontakt fizyczny. Do dziś pamiętam z własnego gabinetu psychoterapeutycznego przypadek chorego na fobię społeczną 17-letniego chłopca, od siódmego roku życia co dzień odprowadzanego przez matkę do szkoły. W tego typu relacjach dochodzi do samowzmacniających się sprzężeń zwrotnych. Są one wzajemnie podtrzymywane przez podsycane lękiem przekonania dziecka („Nie dam sobie rady”) oraz lękowe i przesycone mechanizmem racjonalizacji postawy matki („Cóż zrobię, że moje dziecko tak bardzo się boi”).

Gdy ktokolwiek z nas – młody czy stary – ma jakieś potrzeby emocjonalne, naturalną strategią jest zwrócenie się do szczególnej dla nas osoby lub kilku bliskich w poszukiwaniu wsparcia i pocieszenia. Dążenie do kontaktu i utrzymywanie go z kilkoma osobami, które są dla nas niezastąpione, jest dla wszystkich główną siłą napędową. Ani mężczyzna, ani kobieta nie zbudują jednak poczucia bezpieczeństwa, funkcjonując w ramach tak zwanego warunkowego wzorca przywiązania. Powstaje on u osób, wobec których w dzieciństwie rodzice bądź inne znaczące osoby zachowywały zbyt duży fizyczny i emocjonalny dystans, nie poświęcając im wystarczającej uwagi, nie zauważając ich potrzeb i emocji. U dorosłych mężczyzn ten wzorzec przywiązania będzie oznaczać często patologiczną zazdrość o partnerkę, która w ich założeniu nie zwraca na nich wystarczającej uwagi i myśli wyłącznie o własnych potrzebach. U kobiet lęk i obawy związane będą z jakąkolwiek formą dystansu z partnerem (wyjazd partnera na szkolenie to niemal pewne zdrada i rozpad związku).

Nieodzowny tata

W odcinaniu pępowiny ważna jest relacja dziecka z ojcem, i to zarówno w przypadku chłopców, jak i dziewczynek. Jak pisał D. Winnicot, dziecku potrzebna jest tak zwana wystarczająco dobra mama. Zapewni ona możliwość rozwoju psychicznego, cielesnego i odsunie się na bok w wymagających tego momentach. Częścią bycia wystarczająco dobrą mamą jest pozwolenie na zaistnienie wystarczająco dobrego ojca. Podobnie jak w przypadku mamy idealny nie jest tu do niczego potrzebny.

Okres, w którym matka blisko wiąże się z niemowlakiem, to jednocześnie etap nieco większego dystansu pomiędzy rodzicami. Ojciec powinien w odpowiednim momencie upomnieć się o swoją partnerkę. Typowym przykładem braku ojcowskiej inicjatywy w tym względzie jest likwidacja małżeńskiej sypialni. Bywa, że matki opiekujące się swoimi synami, śpią z nimi przez ładnych kilka lat, a potem przyjmują wobec nich skrajnie nadopiekuńcze postawy, nie pozwalając na budowanie niezależności i samodzielnie decydując o ich potrzebach. Nierzadko swoje niezrealizowane uczucia lokują w synach. Tworzą sobie taki substytut związku z dorosłym mężczyzną. Częściej dotyczy to chłopców, bo oni w założeniu mają być dla tych kobiet wsparciem, jakiego nie dał im partner czy mąż. Uczucie tych matek osacza synów. Zazwyczaj oni po prostu nie nadają się na partnerów, nie potrafią słuchać swoich partnerek, dawać im wsparcia. Potrafią jedynie brać. Czują się skrzywdzeni, jeśli partnerka ma jakieś oczekiwania. Nie dostrzegają tego, że sami ranią. Szukają kobiet, które pochylą się nad nimi i uratują z opresji.

Dlatego właśnie tak ważny przy odcinaniu pępowiny jest ojciec. Taki, który potrafi zrezygnować z kontrolującej postawy wobec dorastającego syna czy córki, szanując autonomię dziecka.

Prawidłową separację niewątpliwie ułatwia także możliwość obserwowania rodziców w zdrowej relacji partnerskiej. I tu również ogromna rola ojca. To dla dziecka ważny model w zakresie intymności, zdolności do bycia blisko. Dla córki ojciec jest tym, który uczy, jak bezpiecznie być blisko mężczyzny. To najcenniejsze, co córka może od niego dostać. Powtarzającym się schematem myślenia i działania dorosłych już kobiet, których ojcowie porzucili rodziny, jest poczucie, że jeśli będę blisko kogoś, to on odejdzie. Tym samym nigdy nie wchodzą one w bliskie związki.

Konsekwencją braku bliskiego emocjonalnego związku z ojcem, który choć istnieje fizycznie, bywa głównie bezwzględnym recenzentem dziecka, są problemy z poczuciem własnej wartości. Wychowani w takich relacjach chłopcy i dziewczynki zakładają, że słyszane w toku dojrzewania „nie uda ci się”, „nie umiesz”, „nie potrafisz”, to ich własny wewnętrzny monolog. Zmiana tego schematu bywa długa i niełatwa.

Najbrutalniejszą formą zaburzania prawidłowej separacji jest stosowana wobec dzieci przemoc fizyczna i psychiczna. Do tego typu doświadczeń dziecka bezwzględnie przykleja się w jego głowie poczucie winy. Dziecko myśli w prosty sposób: skoro coś złego spotyka mnie ze strony osób najbliższych, to znaczy, że jestem winny. W terapii trzeba temu głośno i wyraźnie zaprzeczyć, co bywa niezwykle trudne.

W bezpiecznej odległości

To, na ile stawiamy granice swoim rodzicom, a oni nam, decyduje o wszystkich kolejnych relacjach w naszym życiu. Przeszłość tych relacji w nas nieustannie pracuje, jest zasadniczą materią naszej tożsamości. Separacja od rodziców wymaga symbolicznego porzucenia matki i ojca, ale jednocześnie świadomości, że są oni obecni – w bezpiecznej odległości. Symboliczne przecinanie pępowiny na każdym z etapów dorastania przypomina to, którego dokonał lekarz w momencie twoich urodzin. Odłączony od matki otwierasz oczy i bierzesz pierwszy oddech. Wszyscy mają stracha. Ale nagrodą jest życie na własnych warunkach.

Ja My Oni „Jak być wystarczająco dobrą rodziną” (100140) z dnia 12.11.2018; Wyrosnąć z dzieciństwa; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Pora na oddalenie, czyli jak dać usamodzielnić się swojemu dziecku"
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną