Agnieszka Krzemińska: – Panuje przekonanie, że średniowiecze to zacofane wieki ciemne, w których odwrócono się od rozumu. Tymczasem to właśnie wtedy pojawiły się uniwersytety – nowy pomysł kształcenia wyższego. Skąd on się wziął?
Henryk Samsonowicz: – Nie był nowy, już w Biblii mamy informacje o zgromadzeniach uczonych, którzy rozprawiają nad bytem ludzkim czy stworzeniem świata, a w starożytnej Grecji istniała przecież Akademia Platona. Jednak w XIII w. pisarz niemiecki Alexander von Roes, włoski filozof Tolomeusz z Lukki i francuski historyk Wilhelm de Nangis rozwinęli – powstałą już wiek wcześniej w klasztorach – ideę o trzech władzach rządzących światem: sacerdotium (władzy duchowej), imperium (władzy świeckiej) oraz studium (władzy wiedzy). W XIII w. zaś Tomasz z Akwinu głosił wręcz pogląd, że to nauka rządzi światem i „tyranem jest ten, kto nie chce oświecać poddanych, boi się wiedzy i uczoności”. Wszystkie te wspaniałe pomysły dotyczące miejsca nauki w świecie zrodziły się w średniowieczu, więc aż tak ciemne to ono chyba nie było.
Szkoda tylko, że postulaty te pozostały utopią!
Rzeczywiście, nigdy nie zostały zrealizowane, ale miały wpływ na średniowieczne uniwersytety, które działały jednak inaczej niż dzisiejsze uczelnie. Co prawda ich głównym zadaniem było wyedukowanie teologów, prawników i medyków, ale kluczem do wiedzy była filozofia, wykształcenie ogólne. W XI w. zaczęto wykładać, wzorem starożytnych Rzymian, Artes Liberales, czyli sztuki wyzwolone, obejmujące wszystkie kierunki ówczesnej nauki i pozwalające na późniejsze studiowanie innych gałęzi wiedzy już na wyższym poziomie. Do sztuk wyzwolonych zaliczane było trivium – gramatyka, dialektyka i retoryka, oraz quadrivium – arytmetyka, astronomia, geometria i muzyka.