Prace nad nową dyrektywą „w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym” rozpoczęły się w 2016 r. Nowa Komisja Europejska uznała, że poprzednie regulacje z 2001 r. wymagają aktualizacji – w ciągu piętnastu lat zmienił się całkowicie świat technologii – rozwój internetu przeorał rzeczywistość zwłaszcza w obszarze, który chronią prawa autorskie. Stare, sprawdzone modele wytwarzania i dystrybucji treści, jak sprzedaż muzyki i filmów na krążkach CD i DVD, przechodzą do historii. Teraźniejszością są serwisy streamingowe Spotify, Netflix i inne tego typu platformy.
Ruch niedochodowy
Globalny charakter internetu i działających w nim serwisów podaje w wątpliwość sens istnienia granic w obrocie treściami. Na pewno nie akceptują ich użytkownicy nierozumiejący, dlaczego ulubiony serial, film lub album muzyczny ma premierę w Stanach Zjednoczonych w innym terminie niż w Polsce, a wiele dzieł dostępnych na jednych rynkach jest nieosiągalnych legalnie na innych. Stąd idea, by w ramach Unii Europejskiej stworzyć jednolity cyfrowy rynek. Miałby on nie tylko ułatwić życie konsumentom, lecz także wzmocnić pozycję europejskich cyfrowych producentów, których oferta mogłaby trafić do pół miliarda mieszkańców.
To właśnie olbrzymi rynek wewnętrzny jest jednym z powodów siły korporacji amerykańskich – zanim zaczną podbijać świat, mogą testować swoje rozwiązania i ofertę na bogatych mieszkańcach USA. Tyle tylko, że jeszcze do końca XX w. walka była bardziej wyrównana, bo nie istniały ponadnarodowe monopole dystrybucji treści i komunikacji. Wszystko zmieniło się, gdy pojawił się iTunes firmy Apple, a dalej YouTube, Facebook, Amazon, Google – globalne sieciowe platformy cyfrowe obsługujące dziś ponadmiliardowe rzesze użytkowników szukających informacji, rozrywki, wiedzy i kontaktu z innymi.