JACEK ŻAKOWSKI: – Dysgraficzny dyslektyk, czyli ja, przychodzi do guru artystów, czyli do pani, i pyta: co jest piękne w życiu?
ANDA ROTTENBERG: – Guru ma być od sztuki czy od życia?
Niech będzie od życia sztuki i sztuki jako życia. Kiedy ostatnio spojrzała pani na coś i pomyślała pani: piękne!
Ja już kategorii piękna nie używam.
Bo?
Na starość człowiek wraca do korzeni. Dla mnie takim korzeniem jest stara platońska triada. Piękno widziane w kontekście dobra i prawdy. W Muzeum nad Wisłą wisi akurat cała masa obrazów stworzonych przez kobiety z czwartej generacji feminizmu (wystawa „Farba znaczy krew. Kobieta, afekt i pragnienie we współczesnym malarstwie” – przyp. red.). W kategoriach XX-wiecznej estetyki wszystkie te obrazy są brzydkie.
I pięknie, że są brzydkie?
Są piękne przez to, co mówią. A mówią, że odzyskały terytorium seksualnych fantazji pokazywanych przez mężczyzn – na przykład ćwiartowanie. Zapełniły je swoimi fantazjami i interpretacjami męskich fantazji. To wszystko jest brzydkie. Estetycznie odbiega od tego, co miałam w głowie od lat na temat piękna dzieł sztuki. Stare piękno sztuki przeminęło. Ale czasem odczuwam przyjemność, patrząc na dzieła sztuki spełniające także kryterium piękna w tradycyjnym ujęciu. Na co dzień, w życiu zawodowym, nie jest mi to już potrzebne, staram się dotrzeć do piękna, które jest w środku, jest rodzajem prawdy. Poza wszelką kategorią estetyczną.
A „piękna katastrofa” jest piękna?
Może być piękna, chociaż jest niemoralna.
Niemoralna?
Niemoralne jest czerpanie przyjemności z oglądania pięknej katastrofy.
To co może być w niej pięknego?