Na pytanie, czym jest sztuka, wielu z nas odpowiedziałoby, że wyrazem uczuć i emocji artysty, odbiciem jego niespokojnej natury. Dlatego z takim nabożeństwem reagujemy na pamiątki po twórcach, jak przedmioty z łazienki Fridy Kahlo (1907–54). Zgodnie z życzeniem Diego Rivery zostały one „ukryte” po jej śmierci, by ujrzeć światło dzienne pięćdziesiąt lat później. I tak od 2004 r. kolorowe suknie, napoczęte kosmetyki czy proteza nogi pobudzają wyobraźnię miłośników twórczości malarki. Ich moc uwodzenia oparta jest na przeświadczeniu, że kontakt z nimi umożliwi lepsze zrozumienie Kahlo jako artystki, wniknięcie w świat jej wyobraźni, poznanie systemu, w którym żyła i przeciwko któremu się buntowała.
Do końca XVIII w. świat wewnętrznych przeżyć i nastrojów pozostawał całkiem prywatny i nie znajdował odbicia w pracach artystów. Dopiero dzieła Francisco Goi (1746–1828) oraz Johanna Heinricha Füsslego (1741–1825), pełne zjaw i demonów wymykających się zdrowemu rozsądkowi, otworzyły przed artystami drogę do podróży w głąb ludzkiej psychiki. Pokusa wprowadzania w dzieła wątków autobiograficznych rosła wraz z rozwojem badań nad podświadomością. A my, jako odbiorcy, coraz bardziej łączymy sferę życia prywatnego z ich ekspresją artystyczną. Niczym podglądacze możemy zajrzeć do zagmatwanego świata ich myśli, skojarzeń i wrażliwości.
Pułapki biografii
W tym kontekście dawni mistrzowie wydają się nudziarzami. Są niedostępni, bo z dzisiejszego punktu widzenia skupieni jedynie na wypełnianiu zasad sztuki: skrupulatnym naśladowaniu natury, uzyskaniu piękna i harmonii w swoich kompozycjach. Dystans w czasie sprawia, że nie możemy swobodnie „wczuć się” w ich dzieła – wszystko, co o nich pomyślimy, będzie „zanieczyszczone” naszą współczesnością i ślepe na ich system wartości.