W sierpniu 2017 r., w wywiadzie dla TOK FM ks. Adam Boniecki wskazał winnego naszych licznych obecnych nieszczęść. To homo sovieticus, który „ciągle w nas pokutuje”, gotów oddać swą wolność i podporządkować się każdej władzy w zamian za poczucie złudnego bezpieczeństwa.
Homo sovieticus? Po niemal trzydziestu latach wolnej Polski?
Homo sovieticus tischneriensis
Do międzynarodowego obiegu intelektualnego wprowadziła pojęcie homo sovieticus w latach 80. tak właśnie zatytułowana powieść Aleksandra Zinowiewa. W Polsce jednak uformował je w powszechnej świadomości ks. Józef Tischner serią artykułów opublikowanych na początku lat 90. pod wrażeniem upokarzającej klęski Tadeusza Mazowieckiego w wyborach prezydenckich 1990 r. Homo sovieticus, głosując na Stana Tymińskiego, wziął wówczas jakoby „odwet” za „doznane krzywdy”, utratę „miejsca w świecie polityki” i „zagrożenie utratą pracy”, negując tym aktem „dobro wspólne”, gdyż nie „znał różnicy” między nim a „własnym interesem”. Dlatego zdolny był nawet „podpalić katedrę, byle sobie przy tym ogniu usmażyć jajecznicę”. A wszystko to dlatego, że był „klientem komunizmu”, zniewolonym przez system i żywiącym się „towarami, jakie komunizm mu oferował”, a były nimi „praca, udział we władzy, poczucie własnej godności”. Gdy towarów tych zaczęło brakować, homo sovieticus zbuntował się i nawet przyczynił do obalenia komunizmu, ale nie zrezygnował wcale z dawnych roszczeń. Utracone dobra miał mu teraz zapewnić mityczny kapitalizm. Był niczym „niewolnik, który po wyzwoleniu z jednej niewoli czym prędzej szuka sobie drugiej”.
Trafnie streścił istotę Tischnerowskiego konceptu Jerzy Turowicz: „Homo sovieticus to człowiek zniewolony, ubezwłasnowolniony, pozbawiony ducha inicjatywy, nieumiejący myśleć krytycznie, (.