(PW)
7 lutego 2014
Czy niedociśnienie to choroba?
Przychodzimy na świat z ciśnieniem 80/40 mmHg, a umieramy ze znacznie wyższym. Powód: zużycie materiału. Jeśli serce kurczy się 70 razy w ciągu minuty, pompując do tętnic około pięciu litrów krwi, to po 70 latach ma za sobą 3 mld skurczów. Każdy skurcz podwyższa ciśnienie w tętnicach, a każda fala napływającej krwi uderza o ich ściany. Im większe ciśnienie, tym napierająca krew szybciej niszczy śródbłonek wyścielający naczynia. W tych miejscach odkłada się cholesterol, średnica tętnic maleje, krew w zwężonych naczyniach płynie wolniej.
Przychodzimy na świat z ciśnieniem 80/40 mmHg, a umieramy ze znacznie wyższym. Powód: zużycie materiału. Jeśli serce kurczy się 70 razy w ciągu minuty, pompując do tętnic około pięciu litrów krwi, to po 70 latach ma za sobą 3 mld skurczów. Każdy skurcz podwyższa ciśnienie w tętnicach, a każda fala napływającej krwi uderza o ich ściany. Im większe ciśnienie, tym napierająca krew szybciej niszczy śródbłonek wyścielający naczynia. W tych miejscach odkłada się cholesterol, średnica tętnic maleje, krew w zwężonych naczyniach płynie wolniej. Staje się lepka, łatwiej krzepnie. To prowadzi do zatorów, które mogą powodować zawały serca lub udary mózgu. Fizjolodzy nie poznali jeszcze wszystkich niuansów utrzymywania prawidłowego ciśnienia krwi. Wiadomo, że jego zmiany kontrolowane są przez tzw. baroreceptory pełniące funkcję naturalnych czujników w ścianach dużych naczyń, które przekazują impulsy do układu współczulnego, przez co organizm uzyskuje kontrolę nad ciśnieniem tętniczym. W procesie tym kluczową rolę odgrywają również nerki, regulujące stężenie sodu (pochodzącego z soli kuchennej). W ostatniej dekadzie Światowa Organizacja Zdrowia, a za nią krajowe towarzystwa naukowe, kilkakrotnie obniżały wartości prawidłowego ciśnienia. Obecnie za najbezpieczniejsze uważa się 120/80 mmHg. Pierwsza wartość oznacza ciśnienie skurczowe, wywierane na ściany tętnic podczas skurczu lewej komory serca. Druga jest ciśnieniem rozkurczowym – oznacza najniższe ciśnienie, jakie działa na ściany naczynia w chwili rozkurczu lewej komory. Jednak jeszcze w latach 20. minionego stulecia głoszono pogląd, że podwyższone ciśnienie zapewnia żywotność organizmu, a kłopoty zaczynają się dopiero po przekroczeniu 200 mmHg. Dziś wiadomo, że ryzyko zawałów serca czy udarów mózgu zaczyna wzrastać już wtedy, gdy ciśnienie skurczowe przekracza 115, a rozkurczowe 75 mmHg. Ale czy to oznacza, że im niżej, tym lepiej? Okuliści np. nie lubią, gdy u pacjentów z jaskrą (choć jest ona spowodowana zwiększonym ciśnieniem cieczy wodnistej w gałce ocznej) kardiolodzy radykalnie obniżają ciśnienie tętnicze. Dochodzi wtedy do pogorszenia ukrwienia tarczy nerwu wzrokowego, które u tych chorych i tak nie jest najlepsze. Są też osoby, które z powodu miażdżycy mają podwyższoną wartość ciśnienia skurczowego (nawet powyżej 140 mmHg), a drugą wartość poniżej 60. Obniżanie ciśnienia bywa u nich również niebezpieczne, bo grozi zawrotami głowy przy wstawaniu z łóżka. Przy 8 mln armii nadciśnieniowców w Polsce liczba osób skarżących się na zbyt niskie ciśnienie wygląda skromnie. Hipotonia narasta jednak z latami: w młodym i średnim wieku zdarza się zaledwie u 1–2 proc. ludzi (to raptem 400 tys.), ale po 65 roku życia przytrafia się już co piątej osobie. I nie chodzi tu o ludzi skarżących się po prostu na złe samopoczucie lub senność. Niskie ciśnienie nie ma zazwyczaj nic wspólnego z sennością. Hipotonia, jeśli towarzyszą jej zawroty głowy, omdlenia lub mroczki przed oczami jest chorobą, którą należy leczyć. Gdy te dolegliwości się nie pojawiają
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.