Niezbędnik

Szanghaj. Ekspres Orientu

Młode Chiny, czyli synteza dwóch światów

Pudong to finansowa dzielnica Szanghaju mająca status specjalnej strefy ekonomicznej Pudong to finansowa dzielnica Szanghaju mająca status specjalnej strefy ekonomicznej Bruno Barbey/Magnum Photos / Forum
Szanghaj to nie Chiny, mawiają tutaj cudzoziemcy. Ale jeśli nie Chiny, to w takim razie co?

Teza: bund z Zachodu

Szanghaj jest jak na Chiny stosunkowo młody, ma zaledwie tysiąc lat historii. Wiąże się ona z zagospodarowywaniem bagnistych terenów, które powstały u wybrzeża dzięki mułowi niesionemu przez potężną Jangcy i pobliskie rzeki. Przez stulecia był tylko jedną z licznych osad na tych gęsto zaludnionych terenach i nie śmiał się nawet porównywać z położonymi niedaleko Suzhou i Hangzhou, które nawet Marco Polo, obywatel olśniewającej Wenecji, uznawał za najwspanialsze na świecie. Mury miejskie zbudowano w Szanghaju dopiero w 1553 r., aby chronić gród przed okrutnymi japońskimi piratami.

Ale to właśnie „zamorscy barbarzyńcy” stworzyli nowy Szanghaj. Po pierwszej wojnie opiumowej Brytyjczycy wymusili na rządzącej dynastii Qing koncesje terytorialne i w 1845 r. zaczęli osiedlać się tuż obok starego chińskiego miasta, bo cieszyło się ono dogodnym i strategicznym położeniem. W ich ślady poszli Francuzi, Amerykanie, Niemcy i Duńczycy, którzy w ciągu pół wieku przekształcili miasto w imponującą, kolonialną metropolię, gospodarczą stolicę Azji Wschodniej, kontrolującą handel pomiędzy Chinami a światem.

Złote lata Szanghaju przypadły na początek XX w. Miasto rozbrzmiewało jazzem i nowymi chińskimi piosenkami. To tutaj powstało chińskie kino, nowa literatura i teatr, a także wspaniała kolonialna architektura w stylu art déco. Kulminacją i niegasnącym symbolem starych dobrych czasów pozostaje bund, czyli zachodni brzeg przepływającej przez miasto rzeki Huanpu Jiang. Równa linia eleganckich budynków – dawnych siedzib banków, hoteli czy redakcji anglojęzycznych gazet – do dziś robi ogromne wrażenie na chińskich i zagranicznych turystach.

Bund to jest właśnie nasza teza. Przybysze zza oceanu pokazali Chińczykom, że modernizacja zacofanego kraju jest możliwa – poprzez naśladowanie obcych wzorów. Dusza przedwojennego Szanghaju, nadal obecna w atmosferze miasta, nigdy nie była czysto chińska. To dlatego cudzoziemcy powtarzają, że „Szanghaj to nie Chiny”.

Wśród wzorców, które Zachód podarował Chińczykom, znalazły się jednak i takie, których nie poparliby tutejsi bankierzy, biznesmeni czy Biali Rosjanie, którzy po rewolucji październikowej masowo uciekali do Chin, wyrastając na największą grupę cudzoziemców w mieście. Zjazd założycielski Komunistycznej Partii Chin odbył się właśnie w Szanghaju, w koncesji francuskiej w 1921 r. I nie mogło być inaczej: Chiny były krajem głównie rolniczym i jeśli zwolennicy Marksa mieli tam gdziekolwiek szukać proletariatu, to tylko w Szanghaju.

Antyteza: Pudong od Wschodu

Naszą antytezę znajdziemy dokładnie naprzeciw bundu, po drugiej stronie rzeki Huangpu. Jeszcze na początku lat 90. stały tam niskie zabudowania, za którymi rozciągały się poprzecinane kanałami ryżowiska. W ciągu ostatnich lat niespodziewanie wyrósł tam las wieżowców, wśród których dominują: wieża telewizyjna Perła Orientu (468 m), nazywany „otwieraczem do butelek” budynek Shanghai World Financial Centre (492 m) oraz będąca na ukończeniu Shanghai Tower (632 m), obecnie drugi najwyższy budynek na świecie. W tej części metropolii – ukazanej m.in. w ostatniej części przygód Jamesa Bonda – chętnie lokują swoje siedziby najważniejsze firmy świata, jest tam też chińska filia KGHM.

Przemiana Pudongu była równie zaskakująca, jak wybuch wojen opiumowych. Po zdobyciu władzy przez komunistów w 1949 r. Szanghaj stał się podupadłą komunistyczną metropolią. Na dawnych hotelach i bankach zawieszono czerwone flagi, szanghajski hipodrom zamieniono na plac Ludowy, a kanidrom – w miejsce publicznych egzekucji. Przez długie lata Szanghaj rósł, ale pozostawał cieniem swej przeszłości. Rolę stolicy chińskiej gospodarki i kultury zabrały mu Hongkong i Tajpej, dokąd uciekła przedwojenna szanghajska śmietanka. Kiedy z początkiem lat 80. ruszyły w Chinach reformy rynkowe, Szanghaj długo pozostawał na ich marginesie. Twardogłowi w partii obawiali się, że dekadenckie miasto znów stanie się wylęgarnią kontrrewolucji.

Nowy Szanghaj stworzyli Jiang Zemin i Zhu Rongji, którzy rządzili miastem na przełomie lat 80. i 90. XX w. Zhu wymyślił, że miasto powinno rozwijać się w kierunku wschodnim, i nakreślił plan utworzenia specjalnej strefy ekonomicznej na Pudongu, co nastąpiło w 1992 r. Jiang i Zhu awansowali na najwyższe funkcje w państwie, skąd doglądali rozwoju miasta, które stało się wizytówką reform i żywym CV obu polityków.

Ostatnie 20 lat Szanghaju to jedna wielka budowa. Kompletnie od zera wybudowano tu najdłuższe na świecie metro, które ma 14 linii o łącznej długości 538 km. Wzniesiono imponujący system dróg ekspresowych i obwodnic, po których można szybko i wygodnie dojechać do Hangzhou, Ningbo, Suzhou, Nankinu i dalej. Uruchomiono nowe wielkie dworce oraz połączenia szybkiej kolei, dowożącej pasażerów do Pekinu w niewiele ponad 5 godzin (prędkość podróżna 300 km/h). Wybudowano drugie w mieście lotnisko Pudong, o największym ruchu w Chinach, a na archipelagu Yangshan na południe od miasta powstał największy na świecie terminal kontenerowy. Łączy go z lądem 30-kilometrowy most.

Ukoronowaniem nowej roli Szanghaju stała się wystawa światowa Expo 2010, którą odwiedziła rekordowa liczba 73 mln osób (w większości Chińczyków). W ten sposób, bijąc rekordy i tworząc nową gospodarczą stolicę kraju, chińscy komuniści pokazali, że mają własny skuteczny pomysł na modernizację Chin. Co więcej, udowodnili, że w tej koncepcji jest miejsce dla zagranicznych partnerów. Tak jak przed wojną, Szanghaj znów stał się mekką dla laowaiów, czyli dla cudzoziemców.

Synteza?

Spotkanie – a czasem zderzenie – Wschodu i Zachodu przesądza o wyjątkowości Szanghaju. Podobnych miast portowych jest w Chinach wiele (Tianjin, Kanton, Xiamen czy Qingdao to najważniejsze z nich), ale nigdzie dialog kultur i cywilizacji nie nabrał takiej skali i dynamiki. To w Szanghaju zamieszkuje aż 25 proc. wszystkich ekspatów w Chinach, którzy uczą tu obcych języków, zasilają szeregi chińskich central globalnych koncernów albo pracują na własny rachunek. W sumie 174 tys. ludzi, którzy stanowią niespełna 1 proc. populacji miasta. O ile w innych częściach Chin cudzoziemiec na ulicy nadal może wywoływać sensację, tu laowaie stanowią nieodłączny element pejzażu miasta. Nie dziwią nikogo, poza turystami i gastarbeiterami z prowincji.

Żyjący i rozwijający się na atrakcyjną zagraniczną modłę Szanghaj stanowi wzór do naśladowania dla setek chińskich metropolii, które gorączkowo szukają nowej tożsamości na miarę szybkiego rozwoju ekonomicznego. Przykładowo, zachodnia architektura zawsze była w tym mieście obecna, a stare kilkupiętrowe osiedla z cegły, tzw. shikumen, łączyły wzory chińskie i zagraniczne. Dziś, kiedy Chiny zapełniają się wyrastającymi jak grzyby po deszczu osiedlami o bombastycznych europejskich nazwach, udekorowanymi m.in. pseudogreckimi kolumienkami i posągami nimf, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że kryje się za tym kolonialne dziedzictwo Szanghaju.

Mało tego, metropolia chlubi się swoim kosmopolityzmem. Shikumen o nazwie Xintiandi, w którym odbył się założycielski zjazd partii komunistycznej, kilka lat temu skutecznie zrewitalizowano wedle projektu amerykańskiego architekta Benjamina T. Wooda i japońskiej pracowni Nikken Sekkei, zamieniając podupadające zaułki w snobistyczną dzielnicę restauracji, galerii i butików. Jeszcze w 2001 r. burmistrz Chen Liangyu ustanowił plan rozwojowy „jedno miasto, dziewięć przedmieść”, w myśl którego architektura szanghajskich sypialni jest rozwijana według zagranicznych wzorów: angielskiego, holenderskiego, niemieckiego itd.

Obrazu nowoczesnej metropolii dopełniają niezliczone galerie sztuki, przyjemne parki i tereny wystawiennicze. Szanghaj to miejsce największych w Chinach i w Azji imprez kulturalnych i targowych, a także ośrodek akademicki. To tu powstaje globalny ranking szanghajski, przed którym drżą szefowie szkół wyższych z całego świata.

Działają tu także świątynie – islamskie, buddyjskie, protestanckie i katolickie, które ćwierć wieku temu zwrócono wiernym. I chociaż duchowni są nadal nadzorowani, a czasem prześladowani przez władze, to w Szanghaju widać, że Chiny i pod tym względem zmieniają się na lepsze. Kiedy 15 lat temu pierwszy raz odwiedziłem miasto, w księgarniach nie było książek religijnych, a dziś otwiera się dla nich oddzielne działy. Jezuicka katedra św. Ignacego w dzielnicy Xujiahui, największa w mieście, od lat wita wiernych portretem Jana Pawła II ustawionym naprzeciw drzwi.

Czekając na wolny handel

Szanghaj ma jednak przed sobą długą drogę, jeśli zamierza powtórnie stać się prawdziwą stolicą gospodarczą Azji Wschodniej. Zdaniem Michała Jezioro, prezesa chińskiej filii KGHM, który mieszka w Szanghaju od 4 lat, miasto i chińska gospodarka nadal pozostają niewystarczająco otwarte dla światowego biznesu.

Świadczy o tym choćby status nowego międzynarodowego lotniska Pudong, które mimo ogromnego potencjału ludnościowego Chin nadal nie stało się czołowym światowym hubem i zajmuje dopiero 22 miejsce pod względem liczby obsługiwanych rocznie pasażerów (do Szanghaju chciałby latać Lot, ale taką zgodę niełatwo uzyskać). Rosnące szybko chińskie firmy lotnicze na razie wolą koncentrować się raczej na rynku wewnętrznym niż na podboju światowych przestworzy.

– Nasze produkty sprzedają się w Chinach na pniu, bo cieszą się dobrą reputacją u największego konsumenta miedzi na świecie – mówi Michał Jezioro. – Jednak dostęp do chińskiego rynku nadal nie jest łatwy ze względu na bariery podatkowe oraz proceduralne przy wymianie walut. Maleje rola Hongkongu, który stanowił zaplecze finansowe dla inwestycji w Chinach, rośnie rola Singapuru ze względu na środowisko biznesowe i niskie podatki. W Szanghaju tkwi jednak nadal wielki potencjał, który dopiero trzeba uwolnić.

Podobnie uważa wielu ludzi biznesu w mieście. Symbolem zawiedzionych nadziei stała się Szanghajska Strefa Wolnego Handlu – pierwsza taka strefa w Chinach. Jej powstanie ogłoszono w 2013 r., wywołując w mediach burzę spekulacji. Zapowiedzi były rewolucyjne, a w powstanie strefy zaangażował się sam premier Li Keqiang. Miała ona oferować szereg ułatwień zagranicznym firmom, w tym m.in. dostęp do niecenzurowanego internetu czy możliwość swobodnego prowadzenia działalności bankowej.

Z tych zapowiedzi szybko się jednak wycofano, a Li Keqiang nie wybrał się na oficjalne otwarcie strefy, które ostatecznie nastąpiło we wrześniu ubiegłego roku. Dobrze poinformowany dziennik „South China Morning Post” podał, że powodem opóźnienia był sprzeciw decydentów niechętnych liberalizacji rynku dla obcej konkurencji. Na posiedzeniu gabinetu miało dojść do awantury, w czasie której zdenerwowany premier walił pięścią w stół.

– Strefa ruszy z kopyta za trzy, cztery lata – przewiduje jednak Tomasz Truszkowski, prezes firmy doradztwa biznesowego China Team z siedzibą w Szanghaju. – Chiński juan staje się walutą równie wpływową jak dolar amerykański, a wokół chińskich produktów finansowych już wyrósł pokaźny rynek. Nowy sektor bankowy powstający wokół juana zostanie ulokowany w Szanghaju. Potężne firmy z sektora finansowego już rozglądają się w mieście za działkami na swoje nowe siedziby.

Truszkowski rozmawia często nieoficjalnie z przedstawicielami chińskich władz i uważa, że opóźniają one reformy, aby zminimalizować ryzyko tarć. – Unikanie chaosu i zachowanie kontroli nad sytuacją to główna idea chińskich władz – dodaje Tomasz Truszkowski. – Szanghaj ma swoje najlepsze lata przed sobą.

Zaijian, Shanghai!

Szanghajskie władze chwalą się, że liczba cudzoziemców w mieście ostatnio rośnie, niemniej po światowym kryzysie zaczęła ona spadać. Zachodnie firmy coraz częściej zastanawiają się na lokowaniem nowych centrów produkcji nie w Chinach, lecz na swoich macierzystych rynkach. Z kolei Japończycy unikają ostatnio Chin ze względu na nieprzyjazny klimat polityczny.

Ekspaci, którzy kiedyś cieszyli się tutaj opinią niemal nadludzi (śpiących na pieniądzach i mówiących z urodzenia w języku angielskim zapewniającym życiowy sukces), z roku na rok tracą w oczach Chińczyków, gdyż do Szanghaju coraz częściej przyjeżdżają młodzi ludzie, którym nie udało się zrobić kariery ze względu na kryzys w ojczystych krajach. Szanghajczycy, którzy lekką ręką są w stanie kupić ferrari za gotówkę, przekonują się, że sami są lepiej sytuowani niż niejeden cudzoziemiec. Według portalu Expatistan koszty życia w Szanghaju są porównywalne z życiem w Berlinie (2 proc. drożej niż w stolicy Niemiec) i aż o 38 proc. większe niż w Warszawie.

„Tanie Chiny” dobiegają końca, a złoty okres chińskiej gospodarki wydaje się wchodzić w fazę krytyczną. W Szanghaju ukończono wszystkie najważniejsze inwestycje infrastrukturalne, które napędzały rozwój gospodarki. Chiny – szczególnie na wybrzeżu – tracą przewagę kosztową, a tania produkcja ucieka stąd do Azji Południowo-Wschodniej, a nawet Afryki. Zanieczyszczenie środowiska sprawia, że wielu cudzoziemców rezygnuje z kariery w Państwie Środka. Szanghaj pod tym względem ma się lepiej niż Pekin, ale normy czystości powietrza coraz częściej bywają tu przekroczone. Każdy szanujący się supermarket sprzedaje domowe filtry.

Cudzoziemcy, którzy mieszkają w tej metropolii kilka lat, skarżą się również na powszechny kult pieniądza i duchową pustkę, towarzyszące chińskim reformom. Mimo materialnej wygody Szanghaj bywa nie do wytrzymania, do czego przyczynia się urbanizacja. W całym rejonie na przestrzeni setek kilometrów wsie i miasta płynnie przechodzą jedne w drugie, a do najbliższego lasu trzeba jechać wiele godzin.

Piotr Dubicki, właściciel świetnie prosperującej w Polsce firmy UNO, właśnie wrócił z Chin po ośmiu latach spędzonych w Szanghaju. – W Chinach sądownictwo jest w rękach partii, a przepisy prawa tak skonstruowane, by trudno było je spełnić. Przetrwa ten, kto płaci łapówki. Wszyscy działają na granicy albo poza prawem: i robotnicy na budowach, i fabryki, które albo spełnią wszystkie przepisy i splajtują, albo będą chodzić na pasku władz i płacić coraz większy haracz. Nie mając wielkiej marki, kapitału, prawników i patentów, nie ma sensu pchać się do Chin. To rynek dla naprawdę silnych.

***

Drogowskazy

Rok założenia 1292 r.

Liczba ludności: 23 mln

Pod względem liczby ludności: 3 aglomeracja miejska na świecie

Powierzchnia: 6340,5 km kw.

Zieleń miejska zajmuje: 20 proc. powierzchni

PKB/mieszkańca: 13,9 tys. dol.*

Średnie miesięczne zarobki: 1070 dol.*

Burmistrz: Yang Xiong

(*) 2012 r.

***

Ala i xiangwoning, czyli my i wieśniacy

Podobnie jak inne chińskie miasta Szanghaj w ostatnich latach rośnie i przeżywa gwałtowną urbanizację przedmieść. Odpowiadają za to głównie migranci z głębi Chin. Jeszcze na początku milenium było ich 3 mln, a dziś – już 9 mln. Aż 78 proc. przyjezdnych to przybysze z terenów wiejskich.

Tubylcy, szczególnie ci starsi, patrzą na przybyszów niezbyt przychylnie, uważając ich za nieokrzesanych. W dialekcie szanghajskim funkcjonuje określenie xiangwoning, odpowiadające polskiemu „wieśniakowi”. Prowincjusze nie pozostają dłużni – w Chinach pokutuje negatywny stereotyp szanghajczyka – osoby zarozumiałej, dwulicowej, wyrachowanej i chciwej. Szanghajki cieszą się z kolei opinią kobiet zadbanych i eleganckich, ale też wymagających, które z łatwością biorą mężczyzn pod pantofel.

Antagonizm szanghajsko-chiński ma też wymiar językowy. Przybysze siłą rzeczy porozumiewają się w putonghua, czyli w oficjalnym języku Chin (nazywanym „mandaryńskim”, choć języki mandaryńskie to cała odrębna grupa). Szanghajczycy mówią zaś w miejscowym dialekcie, który należy do grupy języków wu. Języki wu i mandaryńskie różnią się tak dalece, że ich użytkownikom trudno się porozumieć. Jeszcze niedawno na dworcach czy komisariatach policji w Szanghaju powszechne były tabliczki: „Proszę mówić w putonghua”.

Ostatnio jest ich coraz mniej, a w Szanghaju coraz częściej mówi się o potrzebie ochrony lokalnego dialektu (czy też języka), który doczekał się kilku znanych adwokatów w osobach naukowców i piosenkarzy. Młode pokolenie nie mówi już po szanghajsku, bo w szkole i mediach obowiązuje putonghua.

Niezbędnik Inteligenta „Miasta i ludzie” (100086) z dnia 03.11.2014; Portrety światowych metropolii; s. 42
Oryginalny tytuł tekstu: "Szanghaj. Ekspres Orientu"
Reklama
Reklama