W 1746 r. Pieter van Musschenbroek, profesor uniwersytetu w Lejdzie w Holandii, wysłał list do swojego kolegi w Paryżu. Pisał, że właśnie zbudował „nowy, przerażający instrument, którego radzę Ci nie testować na sobie. Ja raz to uczyniłem i przeżyłem tylko dzięki łasce Boga. Drugi raz nie zrobiłbym tego za całe królestwo Francji”. Musschenbroek w gruncie rzeczy miał nadzieję, że inni zauważą jego poświęcenie jako eksperymentatora, a przede wszystkim docenią doniosłość wynalazku. W kolejnych akapitach listu szczegółowo instruował adresata, jak ów przyrząd zbudować i u kogo zamawiać potrzebne materiały.
Elektryczność w butelce
Stało się tak, jak chciał Musschenbroek. Jeszcze tego samego roku instrument, wedle jego instrukcji, zbudowano w Paryżu. I natychmiast zaczęto z nim eksperymentować. Pierwsza pokazująca go ilustracja znalazła się w książce wydanej w tym samym 1746 r. Jej autorem był francuski badacz elektryczności Jean-Antoine Nollet. On też nadał instrumentowi nazwę – butelka lejdejska. Na owym rysunku widać gruby metalowy pręt zawieszony poziomo na jedwabnych sznurkach. Jeden koniec pręta jest przystawiony do maszyny elektrostatycznej służącej do wytwarzania ładunków elektrycznych poprzez tarcie, natomiast na drugim końcu znajduje się miedziany drut nurkujący do szklanego naczynia wypełnionego wodą (patrz ilustracja obok). Maszyna generuje elektryczność, która spływa przez pręt i drut do butelki. Eksperymentator w jednym ręku trzyma butelkę z nagromadzoną w niej elektrycznością, a drugą rękę wyciąga ku prętowi.
Na ilustracji nie zobaczymy ciągu dalszego. Ale znamy go: po dotknięciu pręta eksperymentator podskakiwał rażony prądem.