Zajrzeć w głąb ciała i zobaczyć, co się w nim dzieje bez używania skalpela. O czymś takim lekarze długo mogli tylko pomarzyć. Dopiero pod koniec XIX w. promienie Roentgena rozpoczęły erę diagnostyki obrazowej. Dziś istnieje wiele innych metod, dzięki którym można precyzyjniej stawiać diagnozy, wykryć nowotwór w początkowym stadium, oceniać rozległość urazów, a nawet operować, kontrolując obraz na monitorze. A z badaniami za pomocą PET (pozytonowej emisyjnej tomografii) oraz rezonansu magnetycznego, tak jak z klasyczną tomografią komputerową, ultrasonografią czy z badaniem rentgenowskim, może się zetknąć każdy.
– Oby tylko nie korzystać z nich pochopnie – przestrzega prof. Jerzy Walecki, konsultant krajowy w dziedzinie radiologii i diagnostyki obrazowej. Przede wszystkim przy wyborze konkretnej metody powinno się wziąć pod uwagę zarówno cenę i stopień skomplikowania (pod tym względem rezonans i PET plasują się na wierzchołku piramidy diagnostycznej), jak i kwestię bezpieczeństwa (najwięcej zastrzeżeń budzi promieniowanie jonizujące wykorzystywane w aparatach rentgenowskich, mammografach i tomografii komputerowej).
– Nowoczesne urządzenia mają pomóc wykluczyć wątpliwości, a nie zastępować lekarza w myśleniu – oświadcza stanowczo prof. Walecki. – Jeżeli jest podejrzenie torbieli nerki, po co robić tomografię, skoro wystarczy całkowicie nieinwazyjne USG? Jeśli wstępne rozpoznanie dotyczy guza mózgu, dlaczego pacjent ma mieć badanie rentgenowskie, a nie rezonans? Nie przy każdym zwapnieniu w płucach trzeba chorego kierować na tomografię komputerową.
Nowe oblicze rentgena
Medycyna wiele zawdzięcza fizyce, a w przyszłości będzie korzystała z jej wynalazków w jeszcze większym zakresie.