Zmarł Henryk Wujec, jeden z kilkunastu „wspaniałych” podziemnej opozycji czasów PRL. Używając dzisiejszej terminologii: aktywista. Aktywista na rzecz wolności, praw człowieka, demokracji. Aktywista wieczny: jeszcze na kilkanaście dni przed śmiercią, już bardzo chory, podpisał list otwarty działaczy Solidarności i więźniów politycznych do walczących o uczciwe wybory Białorusinów. Gdyby nie był tak chory, zapewne pojechałby na Białoruś obserwować wybory, wspierać protesty i organizować pomoc – tak jak zrobił to kilka lat wcześniej podczas ukraińskiego Majdanu.
Na początku lat 90. zaangażował się w działalność na rzecz praw człowieka w Tybecie. Spotkał się z J.Ś. XIV Dalajlamą, współorganizował jego przyjazd do Polski w 1994 r. Zakładał parlamentarny zespół przyjaciół Tybetu, zainicjował też przyjętą przez Sejm w 2001 r. Deklarację Solidarności z Narodem Tybetańskim. Jego aktywizm wynikał z autentycznie przeżywanych wartości. W 1997 r. napisał wiersz do porwanego przez chińskie władze sześcioletniego chłopca, w którym J.Ś. Dalajlama rozpoznał inkarnację innego duchowego przywódcy Tybetańczyków, Panczenlamy. Wiersz – anonimowo – opublikowała „Gazeta Wyborcza”. Jego motywem było porównanie narodzin Panczenlamy i Jezusa. Teraz J.Ś. Dalajlama złożył kondolencje żonie Ludwice Wujec.
Czytaj też: Zmarł Henryk Wujec
Nie było chyba słusznej sprawy w obronie wyznawanych wartości, w którą Henryk Wujec by się nie zaangażował. I to nie na zasadzie podpisania protestu. Był znany z mrówczej pracy, do której inni się nie wyrywali, a bez której nie są możliwe rzeczy wielkie.