Zniewolony umysł.
Całą powojenną dekadę zajęła pisarzom podróż z Katowic do Stalinogrodu i z powrotem. Z wieloma przesiadkami. Jechali w różnych klasach: w przedziałach dla nieugiętych oraz autentycznych entuzjastów Nowej Świetlistej Drogi było pustawo; tłok panował w tych dla uwiedzionych, zaczadzonych albo wręcz zniewolonych. Ten termin upowszechnił się za sprawą Czesława Miłosza. Wydany w 1952 r. w paryskiej Kulturze „Zniewolony umysł” prezentował najbardziej typowe, zdaniem autora, przykłady owej przypadłości. Miłosz posłużył się kryptonimami: Alfa to Jerzy Andrzejewski, Tadeusz Borowski – Beta, Jerzy Putrament ‒ Gamma, a Konstanty Ildefons Gałczyński ‒ Delta.
Miłosz utrzymywał, że adresował swoje dzieło parabolę do intelektualistów Zachodu, ostro wówczas lewicujących; przestrzegał, czym kończy się zauroczenie czy też poddanie się systemowi, stąd kryptonimy, bo nazwiska nic by nie mówiły zachodniemu czytelnikowi. Miłosz sięgnął po islamskie pojęcie Ketman, oznaczające wyrafinowaną sztukę oszukiwania, wyprowadzania przeciwnika w pole, przywdziewania maski: wiedzieć, ale udawać niewiedzę i milczeć o swoich prawdziwych przekonaniach. Miłoszowe postacie przywdziewają maskę Nowej Wiary, by ocaleć, ale w głębi duszy czy też umysłu nie poprzestają nią gardzić.
Między wierzącymi a nieugiętymi.
Miłosz wytypował cztery przykłady zniewolenia, wedle przez siebie dobranego klucza, a miał w czym wybierać. Całe bowiem rzesze zaczadzonych/zniewolonych zapełniały pole między wierzącymi w socideę, a nieugiętymi w oporze wobec niej. Do autentycznie zdeklarowanych i wiernych swym ideowym wyborom należeli np. Leon Kruczkowski, Adolf Rudnicki, Jan Wiktor, Włodzimierz Sokorski, Bohdan Czeszko.