Dziedzictwo Wilsona. Początek XX w. miał przynieść pierwsze znaczące odstępstwa od zasady izolacjonizmu. Już w 1894 r. Stany Zjednoczone stały się pierwszą potęgą przemysłową świata. Były krajem dynamicznie rozwijającym się, o ogromnym potencjale demograficznym i sile przyciągania, stały się też państwem gotowym do podjęcia nowych wyzwań w imię obrony własnych interesów. Przywódcy amerykańscy w tym okresie byli zaś skłonni wykorzystać siłę swojego kraju do uzyskania większego wpływu na porządek światowy. Mężem stanu, który wprowadził Stany Zjednoczone do polityki światowej – dokonując pierwszych odstępstw od doktryny amerykańskiego izolacjonizmu – był Theodore Roosevelt.
Jednak prezydentem, który miał największy udział w przełamaniu tego izolacjonizmu, był Woodrow Thomas Wilson. Jego rola nie ogranicza się jednak do wprowadzenia kraju do wojny światowej, zwanej wówczas Wielką Wojną. Znaczenie udziału Amerykanów w ostatecznym zwycięstwie Sprzymierzonych nie było przecież tak wielkie, jak się powszechnie uważa. Co więcej, po zakończeniu wojny Stany Zjednoczone zamknęły się ponownie w skorupie izolacjonizmu, zatem rola tego mocarstwa w polityce światowej nie uległa tak znaczącej i trwałej zmianie, jak stało się to po zakończeniu II wojny światowej.
Dziedzictwo Wilsona w polityce amerykańskiej opiera się na jego sposobie pojmowania porządku międzynarodowego i roli Stanów Zjednoczonych jako siły dbającej o sprawiedliwość, ład i moralność w stosunkach międzynarodowych. Jego nazwisko stało się synonimem internacjonalizmu, idealizmu i tak wyraźnego u przywódców amerykańskich moralizatorstwa. Aczkolwiek przeciwnicy zarzucali mu naiwność i lekceważenie roli siły (głównie militarnej), żaden chyba amerykański mąż stanu nie wpłynął tak znacząco na sposób myślenia i poglądy elit i amerykańskiej opinii publicznej o miejscu i roli tego kraju w świecie.