Warszawa–Bejrut–Warszawa. Rejsowy samolot PLL Lot wylądował 22 sierpnia 1981 r. na lotnisku w Bejrucie zgodnie z rozkładem. Szybko podjechała do niego ekipa bagażowa oraz samochód z cateringiem, a załoga szykowała się na lot powrotny do Warszawy. Wyjątkowo w tym dniu przy samolocie znalazł się libański celnik. Po otwarciu luku jedna z walizek otworzyła się i wypadło z niej kilka pistoletów. Zrobiło się duże zamieszanie, pojawiła policja, a jeden z polskich pilotów krzyknął: „W co oni nas wpie…”. Libańczycy poddali skrupulatnej inspekcji walizki, których waga przekraczała dopuszczalne normy. W podejrzanym bagażu odnaleźli 473 pistolety, 500 magazynków oraz dwa granatniki owinięte w ręczniki z warszawskiego hotelu Victoria.
Piloci zostali przesłuchani, ale szybko ich wypuszczono. Było jasne, że libańskie władze nie chciały nadawać sprawie rozgłosu. Jedynie falangistowskie radio poinformowało, że na pokładzie polskiego samolotu znaleziono broń przeznaczoną dla Palestyńczyków. Cała operacja nielegalnego transportu została zorganizowana przez Centralny Zarząd Inżynierii (Cenzin), państwowe przedsiębiorstwo zajmujące się handlem bronią, ściśle powiązane z Zarządem II Sztabu Generalnego (wywiad wojskowy). Wpadka na bejruckim lotnisku została oceniona jako błąd w pracy – wybrano tandetne walizki, które rozsypały się pod ciężarem pistoletów.
Skrzydlaci szpiedzy. Wojsko wykorzystywało samoloty Lotu do transportu broni na Bliski Wschód, do Ameryki Środkowej, Azji oraz Afryki. Sprzedaż do krajów Trzeciego Świata była bardzo opłacalna, gdyż płacono tam w dewizach, a nie rublach transferowych. Tylko w 1977 r.