Bizancjum z twarzą Moskala. Norman Davies w książce „Zaginione królestwa”, w niezbyt zresztą udanym rozdziale poświęconym historii Bizancjum, przytacza anegdotę z czasów swojej studenckiej wizyty w Polsce w 1962 r. Napotkany w pociągu Polak, który nie znając angielskiego, nie potrafił wytłumaczyć angielskiemu turyście, czym jest Pałac Kultury i Nauki, miał zakrzyknąć: „Bizancjum! To jest Bizancjum”.
Pałac ten ma oczywiście niewiele wspólnego z architekturą czy kulturą wschodniego cesarstwa, ale uosabia dla wielu Polaków niepożądaną rosyjską ingerencję w polską kulturę. W tym sensie jest dziedzicem wielu, zbyt wielu cerkwi, które Rosjanie budowali na terenach swojego zaboru. Sakralna architektura prawosławna stała się synonimem bizantyńskości, a imperium rosyjskie awatarem wschodniego imperium. Jak celnie stwierdził jeden z polskich uczonych, dla Adama Mickiewicza Bizancjum miało twarz Moskala.
Zagubiona cywilizacja. Recepcja Bizancjum i kultury bizantyńskiej, czyli wielowymiarowe przejmowanie i używanie kultury bizantyńskiej po upadku Konstantynopola w 1453 r., w sporej mierze cechuje się dość swobodnym wykorzystywaniem dziedzictwa cesarstwa. W dużym stopniu uwarunkowana jest geograficznie – niektóre państwa (Rosja, Bułgaria, Serbia), których dzisiejsze
terytoria wchodziły w skład Bizancjum, graniczyły z nim lub były częścią ortodoksyjnej wspólnoty, traktują to dziedzictwo inaczej niż kraje, których związek z Konstantynopolem był incydentalny. Najbardziej schizofreniczną relację z kulturą bizantyńską ma współczesna Turcja, zajmująca terytorium dawnego Bizancjum, łącznie z jego stolicą, dzisiejszym Stambułem i której jednym z mitów fundacyjnych było zdobycie Konstantynopola w 1453 r.