Echo Mickiewicza. „W istocie literatura (…) może wyrastać tylko z podłoża duchowego; aby ją stworzyć, trzeba rozpalić iskrę duchową, trzeba obudzić w duszach poczucie siły, uczucie niepodległości” – przekonywał Adam Mickiewicz. I choć w optyce jego lekcji, głoszonych na początku lat 40. XIX w. z paryskiej katedry, pozostawała przede wszystkim Słowiańszczyzna, to z pespektywy wielokulturowej profesor Collège de France zdawał się także pytać o narodową wyrazistość, jakże ze sobą romantycznie spokrewnionych, ziem w bezpośrednim sąsiedztwie Bałtyku.
Związane niegdyś na północy unią kalmarską, a w części południowej polsko-litewskim przymierzem, tereny o zróżnicowanej przestrzeni geograficznej i środowisku naturalnym dały się wszakże uwieść natchnionemu głosowi Johanna Gottfrieda Herdera (1744–1803). Jedną z pierwszych ważniejszych przystani charyzmatycznego kaznodziei ze wschodniopruskiego Morąga była niegdyś hanzeatycka, a od początku XVIII w. rosyjska Ryga. Wybitny niemiecki filozof, esteta, poeta i teolog, który wkrótce miał porwać, żeby jednoczyć w różnorodności, odrębne narody, zatrzymał się tu jednak tylko na pięć lat, a stamtąd w 1769 r. holenderskim statkiem wyprawił się do Kopenhagi. Mimo że do stolicy Danii Herder wtedy nie dotarł, a podróż ostatecznie zakończył we Francji, warto zapamiętać jego bałtycką marszrutę przynajmniej z kilku powodów.
Bałtycka marszruta Herdera. Nad Dźwiną prekursor europejskiego romantyzmu zaczął klarować swoje wzniosłe powołanie, by tworzyć „fragmenty i archiwa rodu ludzkiego”, skąd – jak zapisał na kartach swego „Dziennika z podróży” – „bierze się wszystko”. To tutaj dojrzewał do sformułowania poglądów o istocie narodowego ducha, będącego udziałem intuicji, języka oraz zmysłów.