Władza dla mężczyzn. Królowe, które panowały, były wyjątkiem od reguły starej jak świat, że do rządzenia powołani są mężczyźni, a zarazem potwierdzeniem zasady, że dla dobrze urodzonych zawsze można zrobić wyjątek. Oczywiście polityczni przeciwnicy niemal zawsze przedstawiali kobiece rządy jako swoiste wynaturzenie i przyczynę rozmaitych nieszczęść trapiących dane królestwo (choć i pochlebców nigdy nie brakowało).
Nasz przegląd wielkich władczyń w dziejach Europy – kobiet, które rządziły lub miały znaczący udział w rządach – nieprzypadkowo ogranicza się do członkiń rodzin panujących. Sprawowanie bowiem władzy przez kobietę aż do XX w. było nie do pomyślenia w ustroju innym niż monarchiczny, a więc takim, w którym legitymizacja sprawowanego urzędu wynikała z przynależności do panującej dynastii. Tradycja republikańsko-demokratyczna, wywodząca się ze starożytnych Grecji i Rzymu, odsuwała kobiety poza strefę polityki. Ta była zarezerwowana dla dorosłych mężczyzn, legitymujących się cechą, którą Grecy określali mianem arete – czyli cnotą charakteru i umysłu, polegającą głównie na umiejętności opanowania emocji i podejmowania decyzji z myślą o dobru wspólnym.
Kobiety, tak jak młodzieńców, starożytni uważali za zbyt porywcze, kapryśne i pozbawione samokontroli, aby powierzać im zajmowanie się polityką. Władza kobiet kojarzyła się im z despocją w stylu azjatyckim – antytezą demokracji, gdzie prawa i polityki nie tworzy debata nad dobrem ogółu, lecz kaprys władcy. Najsłynniejszą władczynią, która padła ofiarą tych poglądów, była naturalnie egipska królowa Kleopatra (I w. p.n.e.) – zaprzeczenie rzymskich wyobrażeń o skromności, jaka winna charakteryzować zarówno niewiastę, jak i polityka.