Moje miasto – Warszawa – nosi zawsze zieloną podszewkę.
Jacy piękni przechodnie – pisze przyjaciółka, oglądając fotografie z mojego porannego spaceru po Łazienkach. Na pierwszej pokaźny ślimak w pościgu za mrówką, na drugiej rozdokazywane wiewiórki, a na trzeciej kaczki mandarynki w barwnych pióropuszach. Jeszcze ocaleli – piszę do niej po powrocie przed mój codzienny ekran świata.
Mało śpię, dzięki temu przed rozpoczęciem dnia udaje mi się spotkać w okolicy, w Parku Ujazdowskim, Na Skarpie, Agrykoli lub w Łazienkach istoty ciche lub śpiewające.
Salon
2/2019
(100156) z dnia 30.09.2019;
Felieton;
s. 37