„La garçonne, chłopczyca, feministka. W męskich ustach te słowa brzmiały niczym splunięcie. Winę za narodziny nowej kobiety można było oczywiście zwalić na wojnę i fryzjerów, którzy jednym nieodpowiedzialnym cięciem utwierdzili kobiety w ich podobieństwie do mężczyzn, w sile i wszechmocy przynależnym mężczyznom. Tak myśleli ojcowie, mężowie i bracia. Wściekli i bezradni toczyli wojnę z emancypacją (…) a przecież rewolucja dokonała się w damskich głowach, fryzjerzy tylko dopełnili dzieła” – pisze Małgorzata Czyńska w beletryzowanej biografii „Łempicka. Tryumf życia”, z emfazą kreśląc obyczajowy kontekst życia i twórczości słynnej malarki. W 2020 r., gdy od urodzin artystki mija wiek z okładem (dokładnie 122 lata), ukazuje się w Polsce poświęcona jej książka Grzegorza Musiała, a rok wcześniej komiks Virginie Greiner i Daphné Collignon oraz ilustrowane publikacje autorstwa Laury P. Claridge i Tatiany de Rosnay. Z domów aukcyjnych dobiegają wieści o milionowych kwotach za jej płótna. W 2020 r. Christie’s sprzedaje portret Marjorie Ferry za ponad 16 mln funtów.
18 marca 2022 r. pierwszą w Polsce monograficzną wystawę prac artystki „Tamara Łempicka – Kobieta w podróży” otwiera Muzeum Narodowe w Lublinie, we współpracy z konstancińskim Villa la Fleur – Muzeum Ecolé de Paris. Dlaczego dopiero teraz, 42 lata po śmierci? – Po pierwsze, polskie muzea publiczne nie posiadały prac malarki. Wyjątkiem są Muzeum Narodowe w Warszawie i Muzeum Mazowieckie w Płocku, które mają po jednej pracy Łempickiej. Trudno przygotowywać wystawę, kiedy gros prac trzeba by importować z różnych stron świata. Nie pomagają w tym astronomiczne wartości obrazów, przekładające się na wartości ubezpieczenia i koszty transportu – wyjaśnia Artur Winiarski, dyrektor muzeum Villa la Fleur i kurator wystawy.
– Nie mieliśmy wcześniej artysty tej rangi, którego dzieła przyprawiają o gęsią skórkę swoimi cenami na światowych aukcjach sztuki. Jest to nasza Frida Kahlo, chociaż niespopularyzowana jeszcze w kinematografii. Wiem jednak, że przygotowywane są filmy o niej – dodaje.
Zainteresowanie twórczością Łempickiej wyraźnie więc nabrało w ostatnich latach dynamiki. Po części wiąże się to z niesłabnącym powodzeniem stylu art déco, który panował w jej epoce. Ale nie tylko.
Syrena nad Sekwaną
Historia artystki – urodzonej według różnych źródeł w Warszawie lub Moskwie, we wpływowej, zamożnej żydowskiej rodzinie i robiącej w Paryżu błyskawiczną karierę – na wielu poziomach współgra z dzisiejszą wrażliwością. Czyńska nazywa ją „wybranką bogów”, jako że Łempicka – ucieleśnienie wyzwolonej, nowoczesnej kobiety – odrzuca wszystkie tabu. Czyńska podkreśla jej odwagę w dążeniu do własnych celów w domu, pracy i łóżku, co nieraz okupuje samotnością i smutkiem. Opisuje ją jako „syrenę, która zapuszcza się do śmierdzącej tawerny nad Sekwaną” w poszukiwaniu modelek.
W miłości Łempicka, otwarcie biseksualna, nie pozwala, by coś ograniczało jej libido. Dzisiaj byłaby zwolenniczką poliamorii, niepomna na zarzuty rozwiązłości ze strony pierwszego męża Tadeusza. Przecież to ona go utrzymuje. Z pieniędzy zarobionych pracą przy sztalugach kupuje mu jedwabne piżamy. A pieniądze płyną. Za najlepszy, a w każdym razie najlepiej znany okres w twórczości malarki uważa się lata 20. i 30., czas spędzony w Paryżu, gdy osiąga sławę i wypracowuje rozpoznawalny, osobny styl – oparty na nowatorskim podejściu kubistów, ale też na klasycznym malarstwie, m.in. żywych barwach włoskiego renesansu.
Otaczają ją poeci i pisarze, ludzie teatru i filmu. Wśród jej przyjaciół są André Gide i Jean Cocteau, wśród kochanków jest Gabriel D’Annunzio. Do portretów pozuje jej paryska śmietanka towarzyska: baronowe, markizowie, książęta i księżne, niektóre, jak księżna la Salle, w męskich strojach i po męsku dominujących pozach. Nagie kobiece postaci z jej płócien ociekają erotyzmem, wyglądają, jakby dopiero co wyszły z łóżka albo za chwilę miały się tam udać. Nie tłumią swoich potrzeb.
Prekursorka personal brandingu
Samą siebie Łempicka portretuje w luksusowym automobilu Bugatii – symbolu nowoczesnego świata rozpędzonych maszyn. W kompozycji obrazu zawarła ruch i prędkość charakteryzujące nową epokę. Pojazdem kieruje sama, dłoń opiera na kierownicy lekko, jakby robiła to od dziecka, powieki ma przymknięte, spojrzenie kokieteryjne. Jest uosobieniem luzu, wyrafinowania. To selfie doskonałe. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że profesjonalnie wykadrowane i obrobione. Niezwykle współczesna jest bowiem u Łempickiej silna potrzeba autokreacji, świadome kształtowanie własnego wizerunku, nierzadko za pomocą zmyśleń i konfabulacji. Rodowe nazwisko Gurwik-Gorska odrzuca szybko, wychodząc w wieku lat 18 za polskiego szlachcica Tadeusza Łempickiego herbu Junosza. Gdy młodzi małżonkowie, wygnani przez rewolucję bolszewicką, trafiają do Paryża, znika też imię Maria, wymienione na egzotyczną, nieokiełznaną, pachnącą tajemnicami Wschodu Tamarę.
– Polka była prekursorką czegoś, co dziś określamy mianem personal brandingu. Nie tylko dbała o własny wizerunek, ale też świadomie i konsekwentnie kształtowała własną karierę, korzystając z masowych mediów. Była utalentowaną malarką, ale też zręczną reżyserką własnego życia i moim zdaniem myślała jak kreatorka mody – wyjaśnia Artur Winiarski. Jej portrety, autorstwa znanych fotografów, są doskonale wystylizowane, ona zawsze w pełnym makijażu i kreacjach czołowych projektantów haute couture.
Nawet architekturę potraktowała jako swoje medium. Jej paryskie atelier z wysokim na dwie kondygnacje salonem, olbrzymim oknem oraz schodami z chromowaną barierką zaprojektował wybitny architekt tamtego czasu Robert Mallet-Stevens. W 1932 r. wytwórnia Pathé poświęciła tej awangardowej przestrzeni filmową etiudę „Un bel atelier moderne”. – Był to manifest życia nowoczesnej kobiety. Łempicka w swoim studiu reklamowała nie tylko siebie jako artystkę i przykład życiowego sukcesu, ale też swoje malarstwo, które najlepiej wyglądało na tle nowoczesnej architektury – komentuje Winiarski. – Czy dziś wykorzystałaby social media? Myślę, że nie tylko by wykorzystała, ale i stworzyła nowe – nazywając je, a jakże, swoim nazwiskiem.