Czy Hermann Joseph Stübben, kreśląc projekt Sołacza – willowej kolonii Poznania, zauważył ptaka z dziobem skierowanym na zachód, który przysiadł na rysunku? Pożółkły ze starości Bebauungsplan, czyli plan zabudowy terenów wokół stawów Sołackich pochodzi z pierwszej dekady XX w. Mimo natłoku linii, cyfr i parceli łatwo na nim wychwycić zarysy dzioba, pełnego brzucha, opuszczonych skrzydeł i uniesionego ogona, a nawet miękki kształt układu pokarmowego, na który składają się tereny zielone, stawy i potok Bogdanka. Przez środek planu, z północy na południe, biegnie Ringstrasse. Ten układ ulic wokół śródmieścia to też projekt Stübbena, który przez kilka lat pełnił funkcję przewodniczącego królewskiej komisji ds. rozbudowy miasta. Budowa Ringstrasse oznaczała wyburzenie fortyfikacji (bo Poznań miał status twierdzy) i możliwość włączenia do miasta pobliskich wsi. Ale czy poważny niemiecki profesor architektury i urbanistyki, który tak zasłużył się dla dzisiejszej stolicy Wielkopolski, był też ornitologiem amatorem? W każdym razie zadbał o to, by w Poznaniu przyroda była ważna. Dziś na terenie Parku Sołackiego żyją dzwońce, kowaliki, kaczki, czyże, grzywacze, sikorki i kwiczoły. Ten ostatni gatunek pasowałby jako model dla osiedla Stübbena. Nawiasem mówiąc, koncepcja kolonii na planie kwiczoła nie budzi mniej sympatii niż przykładowo miasto na planie kondora (por. projekt urbanistyczny Brasílii).
Zielono-błękitny ekosystem
Północną część projektu Stübbena zrealizowano jeszcze przed I wojną światową, jak czytamy w przewodniku „Wielokulturowy Sołacz” Grażyny Banaszkiewicz i Anny Wachowskiej-Kucharskiej, wydanym przez Fundację Rozwoju Miasta Poznania. Na przełomie XIX i XX w. wiele miast europejskich budowało satelickie, zielone dzielnice, które miały łączyć zalety życia w mieście i na wsi, zaś uwieńczeniem tych tendencji była reformatorska koncepcja miasta-ogrodu Ebenezera Howarda.