Pierwszy pomidor wysiał się majstrowi podczas budowy, zeszłej wiosny. Obfity plon z ponad dwumetrowego krzaka narobił apetytu na warzywnik z prawdziwego zdarzenia. Już wiedzieli, gdzie go usadowić. Tego lata posmakowali nie tylko własnych pomidorów, ale też ziół, ogórków i rzodkiewek. Dobrze wspominają ten czas, jakby spędzali go na nieustających wakacjach. Z „cieciówki”, czyli pracowni urządzonej blisko wejścia do domu, obserwowali synów: Henia, Edzia i Rysia, którzy większość czasu spędzali na zewnątrz, w ruchu, nabierając krzepy.
Na spółkę
Anna i Krzysztof Pydo, oboje po architekturze na Politechnice Warszawskiej, lubią razem wymyślać domy. Mają inne zdania tylko w drobnych kwestiach: kiedy ona widziałaby wnętrze garażu na różowo, on proponuje cytrynowy; jemu marzy się sauna w kontenerze z demobilu, ona podpowiada obłożenie go blachą polerowaną, która odbije las. – Pierwotnie chcieliśmy zawiązać z przyjaciółmi kooperatywę i wybudować własnym sumptem niedużą kamienicę na warszawskiej Pradze – opowiada Krzysztof.
– Po bezskutecznym poszukiwaniu działki pod budowę takiej plomby uznaliśmy, że warto wziąć pod uwagę również zaprzyjaźnioną Radość. Obejrzeliśmy tu tylko jedną działkę, o powierzchni 1524 m2, która już na pierwszy rzut oka miała poważne mankamenty. Ale to właśnie one nas zachęciły, bo dawały możliwość negocjacji ceny. Jako architekci byliśmy przygotowani, by poradzić sobie z nieregularnym terenem o dwunastu wierzchołkach.
Od początku było jasne, że działka wykracza poza potrzeby jednej rodziny, a wydzielenie mniejszych kawałków nie wchodziło w grę. Anna i Krzysztof zaprosili więc parę przyjaciół do współdzielenia kosztów zakupu ziemi i postanowili wybudować na niej dom dwulokalowy, każdy o powierzchni 154 m2.